Samolot z pierwszą damą Stanów Zjednoczonych Melanią Trump musiał powrócić na lotnisko pod Waszyngtonem. Powodem nieprzewidzianego lądowania była awaria maszyny. Nikomu nic się nie stało.
Pierwsza dama Stanów Zjednoczonych była w drodze do Filadelfii, gdzie miała odwiedzić szpital dziecięcy imienia Thomasa Jeffersona. Dziesięć minut po starcie znajdujący się na pokładzie dziennikarze zobaczyli agentów Secret Service biegnących do przedniej części maszyny. Chwilę później z kokpitu zaczął wydobywać się dym. Z powodu silnego zapachu spalenizny wszystkim pasażerom rozdano mokre ręczniki do przykrycia twarzy.
Samolot zawrócił i po 10 minutach bezpiecznie wylądował na lotnisku w bazie wojskowej Andrews pod Waszyngtonem. Obsługa maszyny poinformowała później, że doszło do niegroźnej awarii urządzenia do transmisji cyfrowej w kabinie pilotów. Biały Dom zapewnił, że ani Melanii Trump, ani nikomu innemu nic się nie stało.
Maszyna, w której doszło do awarii, to wojskowa wersja Boeinga 757-200 z 45 miejscami na pokładzie. Samolotem tym podróżuje czasami wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence i wówczas maszyna przyjmuje nazwę Air Force Two.