Dziewięciu członków Frontu al-Nusra, syryjskiego odłamu Al-Kaidy, zginęło w nalocie koalicji dowodzonej przez USA w Syrii, na granicy z Turcją – podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. To drugi cios w tę organizację w ciągu kilku dni.
Wśród zabitych jest czterech obcokrajowców. Celem ataku był obóz rebeliantów w pobliżu miejscowości Atme w prowincji Idlib, w północno-zachodniej Syrii.
W czwartek informowano, że w ataku z powietrza w tej samej prowincji zginął Abu Humam al-Szami, dowódca Frontu al-Nusra. Syryjska armia lojalna wobec władz w Damaszku poinformowała, że to ona zorganizowała ten atak.
Tymczasem według opozycyjnego Obserwatorium Szami, weteran wojny w Afganistanie, zmarł w czwartek, ale na skutek obrażeń, które poniósł "być może" w czasie nalotu koalicji na kwaterę Frontu al-Nusra w prowincji Idlib 27 lutego.
Front al-Nusra dążył do powołania na północnym zachodzie Syrii dżihadystycznego emiratu.
Od lipca zeszłego roku lotnictwo Stanów Zjednoczonych atakuje dżihadystów z Państwa Islamskiego, które jest rywalem Frontu al-Nusra - w Iraku, a od września - także w Syrii. Celem amerykańskich nalotów są też bojownicy Frontu al-Nusra w Syrii.
Konflikt w Syrii, który rozpoczął się w roku 2011, przerodził się w wojnę; siły prorządowe walczą w niej z wieloma rebelianckimi ugrupowaniami, w tym wspieranymi przez Zachód, a także z Frontem al-Nusra i dżihadystami z Państwa Islamskiego. Ugrupowania rebeliantów walczą też między sobą.