Funkcjonariusze policji z Bonn otrzymali zgłoszenie o antysemickim ataku. Kiedy dotarli na miejsce zdarzenia, szybka i sprawnie obezwładnili napastnika. Ten okazał się być ofiarą, a prawdziwy przestępca, Palestyńczyk z niemieckim paszportem, cieszył się wolnością. Dlaczego media milczą? Jakich doczekalibyśmy się reakcji, gdyby sytuacja miała miejsce w Polsce?
Profesor Jitzchak Jochanan Melamed z Johns Hopkins University w Baltimore został zaatakowany przez Niemca z palestyńskimi korzeniami w środę w Bonn. Jego znajomy, z którym wówczas przebywał, zgłosił atak na policję. Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce, wzięli Melameda za napastnika, obezwładnili go i zabrali na komisariat.
Policja, w opublikowanym komunikacie prasowym podtrzymuje, ze uczony był agresywny podczas zatrzymania, nie chciał zaprzestać stawiania oporu. Policjanci wskazują wprost, że "profesor nie spełnił żądań policjantów, co "uwiarygodniło" go jako napastnika.
Profesor jest zupełnie odmiennego zdania. Podtrzymuje, że gdy tylko funkcjonariusze dotarli na miejsce, od razu zaatakowali go, że "ledwie mógł oddychać, nie mówiąc już o oporze".
W rozmowie z gazetą "Hamburger Abendblatt" wskazał, że był "nie na 100, lecz 500 procent pasywny". Dodaje również, że policja biła go po twarzy. "To obrzydliwe zachowanie policji. W innych, rozwijających się krajach jest zupełnie inaczej" – mówił.