Zaginiony rejestrator danych KZ-63, który rzekomo miał ulec zniszczeniu podczas katastrofy smoleńskiej, przetrwał ją – wynika z dowodów zebranych przez podkomisję smoleńską. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, wszystko wskazuje na to, że Rosjanie wywieźli urządzenie z miejsca katastrofy. KZ-63 – którego zapisów nie dałoby się sfałszować – rejestrował kluczowe parametry, w tym gwałtowne przeciążenia, m.in. tak zwane twarde lądowania - pisze Grzegorz Wierzchołowski w "Gazecie Polskiej".
W Tu-154 nr 101 zamontowanych było pięć rejestratorów danych, w tym dwa katastroficzne: rejestrator pokładowy MSRP-64M-6 (tzw. FDR, zapisujący dane parametrów lotu) oraz dźwiękowy MARS-BM, rejestrujący rozmowy prowadzone w kokpicie samolotu (zwany CVR). Po katastrofie trafiły one w ręce Rosjan, a stronie polskiej udostępniono wątpliwej jakości kopie.
Pozostałe trzy „skrzynki” to:
1. Rejestrator szybkiego dostępu ATM-QAR, elektroniczne urządzenie zapisujące parametry lotu, produkcji polskiej. Przejęli je Polacy, ale w maju 2010 r. zostało ono odesłane do Rosji. Niestety, skrzynka ta skonstruowana jest tak, że nie zarejestrowała ostatniej 1,5 sekundy lotu. Komisja Millera uzupełniła więc jej zapis o dane z... rosyjskiego rejestratora pokładowego MSRP, który od początku znajdował się w Moskwie. Co więcej, przy uzupełnianiu zapisu skrzynki ATM-QAR biegli – nie wiedzieć czemu – wycięli z niej ostatnie pół sekundy.
2. Eksploatacyjny rejestrator parametrów lotu z zasobnikiem KBN-1-1 i kasetą KS-13, wyprodukowany przez rosyjskie zakłady lotnicze „Pribor” w Kursku. Po katastrofie trafił on w ręce Rosjan. W kopii skrzynki KBN, przekazanej ministrowi Jerzemu Millerowi przez Moskwę, brakowało – uwaga – zapisu ostatnich 5 sekund lotu.
3. I wreszcie: trójkanałowy rejestrator eksploatacyjny KZ-63, typu elektromechanicznego, z nośnikiem taśmowym. Jego zapisy – dokonywane w anachroniczny sposób na taśmie celuloidowej – jako jedyne nie mogły zostać sfałszowane. KZ-63 rejestrował kluczowe parametry, takie jak gwałtowne przeciążenia, w tym tzw. twarde lądowania. Z oficjalnych raportów wynika, że urządzenie to „wyparowało” z miejsca katastrofy.
Tajemnicze zaginięcie
Już w 2012 roku „Gazeta Polska” próbowała dowiedzieć się, czy polska prokuratura wojskowa zwracała się do Rosji z zapytaniami dotyczącymi rejestratora KZ-63. Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej napisał wtedy w odpowiedzi: „W pierwszym wniosku o pomoc prawną z dnia 10 kwietnia 2010 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zwróciła się do Strony Rosyjskiej o zabezpieczenie tzw. czarnych skrzynek znajdujących się na wyposażeniu samolotu Tu-154M nr 101 oraz innych części samolotu, które mogą mieć znaczenie dowodowe, a następnie przekazanie tych dowodów rzeczowych Stronie Polskiej”. Więcej prokuratorzy nie interesowali się losem tego ważnego w ustaleniu przyczyn katastrofy urządzenia.
KZ-63 zapisywał tylko kilka parametrów Tu-154 M, ale bardzo znaczących. Rejestrował aż 25 godzin lotu, a zapis odbywał się na taśmie celuloidowej. To o tyle istotne, że na takim nośniku nie da się podrobić 25 godzin z poprzednich lotów.
Na stronie 62 raportu Millera napisano, że „K3-63 [powinno być: KZ-63 – przyp. red.] jest rejestratorem eksploatacyjnym przeznaczonym do rejestracji parametrów: czasu, wysokości barometrycznej, prędkości przyrządowej, przeciążenia normalnego (pionowego). Zapisane dane wykorzystywane są do wykonania szybkiej analizy parametrów lotu, kiedy nie ma dostępu do urządzeń umożliwiających analizę parametrów z systemu MSRP lub rejestratora ATM-QAR. Rejestrator K3-63 nie został odnaleziony”.
Dlaczego zaginiony rejestrator ma takie znaczenie (oprócz tego, że jego zapisów nie da się sfałszować)? Z dokumentacji KZ-63 wynika, że automatycznie przełącza on prędkość zapisu na tzw. szybką rejestrację po zmianie przeciążenia o 0,2-0,3 g. A zatem odnotowałby zdarzenia, które doprowadziły do zniszczenia samolotu.
„Duży wstrząs zapisany na rejestratorze parametrycznym ATM to zmiana przeciążenia pionowego o ok. 0,7 g, więc KZ-63 na pewno powinien przełączyć się w tryb szybkiej rejestracji i go zarejestrować. Skutkiem tego wstrząsu mógł być ostatni alarm zapisany przez system TAWS. Rejestrator mógłby także zapisać wcześniejszy skok wartości przeciążenia interpretowany w raporcie Millera jako jeden z dowodów na rzekome zderzenie z brzozą. Brak zapisu wstrząsu w czasie spodziewanego zderzenia z brzozą byłby dowodem na jego brak. Zapisane na osi czasu momenty przełączenia się rejestratora w szybki tryb to ważna informacja o przekroczeniu przeciążeń progowych, czyli wstrząsach. Dzięki KZ-63 mielibyśmy uwiarygodnienie zapisów innych rejestratorów oraz przybliżoną, ale ważną informację o wysokości barometrycznej maszyny” – tłumaczył w 2012 r. w rozmowie z „GP” E2RDO bloger Salonu24 zajmujący się badaniem przyczyn katastrofy, autor wnikliwych analiz na tematy dotyczące awioniki lotniczej.
Urządzenie „wyparowało”?
Rejestrator KZ-63 był zamontowany pod podłogą w kabinie pasażerskiej. Chroniła go obudowa z bakelitu – niepalnego, nietopliwego i nierozpuszczalnego tworzywa sztucznego. Trudno uwierzyć, by takie urządzenie zostało zniszczone tak, by nie pozostał po nim ślad, zwłaszcza że wszystkie odnalezione rejestratory przetrwały katastrofę w stanie niemal nienaruszonym.
Jak dowiedziała się „Gazeta Polska”, w ostatnich tygodniach podkomisja smoleńska dotarła do materiału dowodowego jednoznacznie wskazującego, że KZ-63 musiał zostać odnaleziony przez Rosjan na miejscu tragedii.
(...)
CAŁOŚĆ CZYTAJ W "GAZECIE POLSKIEJ"
TYTUŁ ARTYKUŁU POCHODZI OD REDAKCJI TELEWIZJAREPUBLIKA.PL