„Wsparcie kibiców jest szalenie ważne, by nie zostać samemu, zwłaszcza w momentach kryzysowych, które dotykają każdego zawodnika” – powiedział dyrektor Silesia Marathonu Bohdan Witwicki. 16. edycja imprezy odbędzie się w niedzielę z metą na bieżni Stadionu Śląskiego.
Trasa wiedzie przez Chorzów, Katowice, Mysłowice i Siemianowice Śląskie. „Nie prowadzimy akcji promocyjnej, drogą pantoflową rozrasta się grono uczestników z całego świata. W tym roku wystartują biegacze m.in. z Australii, Nowej Zelandii, USA, Meksyku, najliczniejszą grupę zagraniczną stanowi szesnastu Kanadyjczyków, którzy już nas odwiedzili, bo są w Polsce. Mnie to bardzo cieszy, że opinia o naszym biegu niesie się po świecie. Rekord frekwencji jest pewny, zgłosiło się ponad 7 tys. osób - łącznie do półmaratonu, maratonu i ultramaratonu na 50 km” – podsumował Bohdan Witwicki.
Podkreślił, że bieganie przyciąga zawodników w różnym wieku. „Ponad tysiąc dzieci ze szkół aglomeracji zgłosiło się do piątkowej imprezy +Szybciej, wyżej, mocniej+. Limit został wyczerpany w ciągu jednego dnia. W niedzielnych biegach wystartuje 17 zawodników w wieku ponad 70 lat, najstarszy uczestnik maratonu Jan Muszyński z Katowic ma 79 lat. Jak wskazują doświadczenia lat poprzednich, ci biegacze nie są bynajmniej ostatni na mecie, wyprzedzają wielu młodszych” – podkreślił Witwicki i dodał, że dzieci będą biegały na stadionie na dystansie tysiąca metrów.
Przyznał, że symboliczny charakter nagród powoduje, że Silesia Marathon nie przyciąga wyczynowców, żyjących ze startów. „Przyjeżdżają bardziej zaawansowani amatorzy, wynik poniżej 2:20 na pewno padnie i w tym roku. Doping na trasie bardzo pomaga, to szalenie ważne, by nie pozostać samemu, zwłaszcza w momentach kryzysowych, które dotykają każdego zawodnika. Dlatego zachęcam, aby wyjść z domu, zabrać ze sobą garnek, patelnię, coś do uderzania, dzwonek, albo po prostu głośno kibicować, bo im więcej dopingu, tym lepiej” – apelował dyrektor i pomysłodawca imprezy.
Na najdłuższym dystansie 50 km ponownie wystartuje pochodząca z Mysłowic Wiktoria Krupowicz. „Trzeba sumiennie trenować, nie odpuszczać, dbać o regenerację, żeby - mimo wszystko - była to zabawa, bo tylko wtedy czerpiemy z biegania radość. Polecam choć raz w tygodniu odwiedzić siłownię, bo organizm musi być sprawny w całości, a nie tylko mieć +szybkie nogi+. Dla mnie to wyjątkowy bieg, serce bije tu najmocniej, to miłe, kiedy można przebiec przez swoje miasto” – powiedziała.
Krupowicz stwierdziła, że osiągnięty czas jest ważny, ale każdy, kto pokona trasę jest zwycięzcą i zasługuje na wielki szacunek. „To nie jest tak, że się ruszy z kanapy i przebiegnie. Te osiem kilometrów dzielące ultramaraton od maratonu nie stanowi dla mnie dużej różnicy, skoro nogi i tak od 30 kilometra są zmęczone, czują pokonany dystans. Dla mnie najtrudniej jest wstać, kiedy jest jeszcze ciemno i ruszyć na trasę o 7.30 ze świadomością, że wysiłek będzie trwał kilka godzin” – podsumowała.
Od 2017 roku maratończycy finiszują na bieżni Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Start też znajduje się na terenie stadionu, ale nie na bieżni, a na asfaltowej alei okalającej arenę główną.
1. października 2017 roku finisz Silesia Marathonu otworzył modernizowany przez wiele lat „Kocioł Czarownic”. Wygrał wtedy Damian Pieterczyk, strażak z Olsztyna, który uzyskał czas 2:23.36.
źródło: PAP