Marcin Gortat znów zdobył 20 punktów, miał też dziewięć zbiórek, a jego Washington Wizards pokonali Milwaukee Bucks 108:97, udanie inaugurując sezon koszykarskiej ligi NBA we własnej hali. To ich druga kolejna wygrana.
W trzech poprzednich latach „Czarodzieje" minimalnie przegrywali mecze otwarcia w Verizon Center. Tym razem ich sukces nie podlegał dyskusji, a polski środkowy znów był wiodącą postacią drużyny.
Rozpoczął mecz w pierwszej piątce i przebywał na parkiecie blisko 38 minut, najdłużej z zespołu. Trafił dziewięć z 14 rzutów z gry i dwa z czterech wolnych, miał osiem zbiórek w obronie i jedną w ataku, a także dwie asysty, trzy bloki, przechwyt oraz po cztery straty i faule.
Polak był trzecim strzelcem drużyny. Najwięcej punktów dla Wizards zdobyli brazylijski skrzydłowy Nene – 22 i rezerwowy rzucający Otto Porter – 21, ustanawiając rekord kariery. Rozgrywający John Wall uzyskał trzecie double-double w sezonie - 19 punktów i 10 asyst (także sześć zbiórek i pięć przechwytów), a Garrett Temple dorzucił 18 pkt (również rekord kariery).
W ekipie „Kozłów” wyróżnili się Brandon Knight – 24, Jerryd Bayless – 20 oraz Jabari Parker – 13 i 11 zb.
Podczas przedmeczowej ceremonii otwarcia sezonu w Waszyngtonie wystąpił urodzony w tym mieście i od lat kibicujący Wizards znany raper Wale, ubrany w czerwoną klubową koszulkę z „4”. Taki numer nosi Gortat, który pewnie poczuł się dodatkowo zmotywowany.
Polak rozegrał w sobotę kolejne znakomite spotkanie, w którym jego drużyna prowadziła od początku do końca. Koszykarze trenera Randy’ego Wittmana dobrą obroną prowokowali błędy rywali (27 strat Bucks, 18 przechwytów Wizards), a w ataku trafiali z blisko 55-procentową skutecznością z gry (rywale 42,5 proc.).
Gortat imponował dokładnym wykańczaniem akcji i dynamiką, szczególnie w na początku spotkania. W pierwszej kwarcie, w której zdobył osiem punktów, nie pomylił się przy żadnym z trzech rzutów z gry.
W drugiej dorzucił następne osiem, w tym sześć kolejnych w 50 sekund, m.in. potężnym wsadem nad próbującym go powstrzymać mistrzem bloków Larrym Sandersem czy swobodnie ogrywając gruzińskiego środkowego Zazę Pachulię, który jeszcze niedawno sprawiał mu sporo kłopotów.
To łodzianin jako najlepszy zawodnik gospodarzy do przerwy (16 pkt, 5 zb.) udzielał telewizyjnego wywiadu przed zejściem do szatni. - Wyszliśmy skoncentrowani, nastawieni na agresywną walkę i realizację założeń taktycznych. Jak na razie, udaje się – komentował postawę zespołu.
Wizards prowadzili wówczas 49:44. Rywale zmniejszyli straty na siedem sekund przed przerwą, gdy nieodpowiedzialnie zachował się weteran Paul Pierce, który po odgwizdanym mu przez sędziów faulu technicznym nie powtrzymał się od uwag pod adresem arbitra. Skutkowało to drugim takim przewinieniem i w konsekwencji wykluczeniem go z gry, a także trzema wolnymi zamienionym na punkty przez Knighta.
"Czarodzieje" mieli jednak w składzie godnego zastępcę Pierce’a. 22-letni Porter, który w poprzednim, debiutanckim sezonie nigdy nie zanotował dwucyfrowej zdobyczy, uzyskał po przerwie 19 ze swoich 21 punktów. Po kolejnej udanej akcji młodego koszykarza publiczność zaczęła skandować jego nazwisko.
Trybuny hali Verizon Center, mimo sukcesów Wizards w poprzednim sezonie, nie były jednak wypełnione w komplecie na otwarcie nowego. Mecz obejrzało 17992 widzów, do kompletu zabrakło ok. 2000.
W nocy z wtorku na środę Wizards (dwa zwycięstwa i porażka) spotkają się na wyjeździe z New York Knicks (1-1).