Marcin Gortat zdobył 14 punktów i miał 10 zbiórek, a jego Washington Wizards w meczu koszykarskiej ligi NBA pokonali Indiana Pacers po dogrywce 96:94. Polak uzyskał drugie double-double w sezonie, a "Czarodzieje" wygrali czwarty raz z rzędu.
Losy spotkania w hali Verizon Center w Waszyngtonie decydowały się do ostatniej syreny. Na 12 sekund przed końcem dogrywki, przy wyniku 95:94 dla gospodarzy, najlepszy w ich zespole John Wall wykonywał dwa rzuty wolne. Trafił tylko jeden i rywale rozgrywali ostatnią akcję.
Za trzy punkty rzucał środkowy Roy Hibbert, ale piłka odbiła się od obręczy. Zebrał ją Chris Copeland i miał jeszcze okazję na wyrównanie, ale również nie trafił.
Obydwa zespoły rywalizowały ze sobą w play off minionego sezonu, kiedy to w półfinale Konferencji Wschodniej ekipa z Indianapolis zwyciężyła 4-2, wygrywając wszystkie trzy mecze w Waszyngtonie.
Środowy mecz dramaturgią nie ustępował tamtym zmaganiom, mimo że goście musieli sobie radzić aż bez pięciu istotnych graczy. Ich największy gwiazdor Paul George latem złamał nogę w trakcie przygotowań reprezentacji USA do mistrzostw świata i czeka go jeszcze długa przerwa w grze.
Kontuzjowani są także David West, George Hill, C.J. Watson i Rodney Stuckey. W zespole gospodarzy zabrakło natomiast Bradleya Beala i Martella Webstera.
Wizards w trzeciej kwarcie uzyskali najwyższą, 12-punktową przewagę (61:49), ale rywale w końcówce ostatniej odsłony doprowadzili do wyrównania. Główna w tym zasługa rozgrywającego najlepszy mecz w karierze Donalda Sloana, który zdobył ostatnie siedem punktów dla Pacers w regulaminowym czasie gry. Przy wyniku 84:84 gospodarze mieli pięć sekund na akcję; zza linii trzech punktów rzucał Paul Pierce, ale nie trafił.
W dogrywce, pierwszej w tym sezonie dla obu zespołów, Pacers prowadzili w pewnym momencie 88:87, ale lepsi okazali się gospodarze. W poprzednim sezonie aż 12 spotkań koszykarzy trenera Randy’ego Wittmana kończyło się w doliczonym czasie – wygrali cztery.
Gortat był w środę trzecim strzelcem i najlepiej zbierającym zespołu. Grał 39 minut, trafił cztery z 10 rzutów z gry i sześć z siedmiu wolnych (w tym obydwa dające drużynie prowadzenie 95:90 w ważnym momencie dogrywki), miał dziewięć zbiórek w obronie i jedną w ataku, a także asystę, przechwyt, dwa bloki i dwa faule. Dwukrotnie sam został zablokowany przez Hibberta.
Skuteczność z gry polskiego środkowego byłaby większa, gdyby nie słabszy okres na początku spotkania, kiedy to po zdobyciu pierwszych punktów w meczu, do końca kwarty spudłował cztery kolejne rzuty.
Liderem Wizards znów był Wall, który zanotował czwarte double-double w sezonie – 31 pkt i 10 asyst, a miał także sześć zbiórek i trzy przechwyty. Garrett Temple dorzucił 16 pkt, a Pierce – 11.
W ekipie gości wyróżnili się rozgrywający Sloan – 31 pkt (rekord kariery), siedem asyst i sześć zbiórek, Copeland – 19 i 12 zb. oraz Solomon Hill – 14 (także rekord kariery).
Było to czwarte kolejne, a drugie u siebie, zwycięstwo „Czarodziejów”, którzy przegrali tylko na inaugurację. Tak dobrego startu w rozgrywkach zespół z Waszyngtonu nie miał od sezonu 2005/06, kiedy rozpoczął od bilansu 5-1.
Dwóch kolejnych spotkań przed własną publicznością koszykarze ze stolicy nie wygrali natomiast od sezonu 2006/07, kiedy to triumfowali trzy razy z rzędu. Pacers przegrali swój czwarty kolejny mecz w lidze.
W nocy z piątku na sobotę Wizards (bilans 4-1) spotkają się na wyjeździe z Toronto Raptors (4-1), a po 24 godzinach ponownie z Indianą (1-4), tym razem w hali przeciwnika.