To będzie mecz z gatunku wygrać i zapomnieć. Takie są przynajmniej życzenia kibiców, których wiary nie nadwątliła nawet wysoka porażka 0:4 z Danią. Piłkarze z Kazachstanu to jednak nie chłopcy do bicia, o czym nasi reprezentanci przekonali się w Astanie.
Jeśli nie mieszka się w tym kraju na co dzień trudno powiedzieć, jak Kazachowie przeżywają chwile zabawy. Można jedynie przypuszczać, że w milicyjnym państwie kołchozów imprezowanie nie jest na pierwszym miejscu listy życiowych priorytetów. Dlatego ich zachowanie po remisie z Polską na początek eliminacji, trzeba nazwać świętem narodowym. Dla narodu, którego znaczna część nie ma pieniędzy na jazdę jedyną w kraju autostradą i podróżuje tuż obok stepem, taki rezultat był jak miód wylany na serce. Kibice zachowywali się tak, jakby ich reprezentacja już wygrała mundial.
Polacy choć prowadzili spokojnie 2:0 po golach Bartosza Kapustki i Roberta Lewandowskiego dali się dogonić gospodarzom, a katem naszej reprezentacji stał się były gracz Korony Kielce - Sergiej Chiżniczenko. Co prawda Polakom przyszło po raz pierwszy w historii walczyć o punkty na boisku ze sztuczną murawą, ale jest to marnym usprawiedliwieniem. Szczególnie jeśli popatrzymy na piątkowe zwycięstwo Czarnogóry na stadionie w Astanie.
Polacy przede wszystkim muszą sobie przypomnieć jak zwyciężać w meczach o punkty. Tym bardziej, że przed rozpoczęciem meczu na PGE Narodowym może się okazać, że nie są już liderami swojej grupy eliminacyjnej. Dania zaczyna mecz z Armenią o 18.00. W przypadku zwycięstwa zajmie nasze miejsce w tabeli, bo ma lepszy bilans w spotkaniach z biało-czerwonymi.
Wszyscy komentatorzy twierdzą wspólnie, że zwycięstwo z Kazachstanem jest bardzo potrzebne po ostatniej druzgocącej porażce z Danią. Mundial w Rosji jest już na wyciągnięcie ręki wystarczy tylko uwolnić wielki potencjał, który drzemie w naszej kadrze.