Zapowiedziane przez dyrekcję szpitala w Starachowicach zwolnienia stały się faktem. Wypowiedzenia dostało osiem osób, które pełniły dyżur w momencie, w którym kobieta urodziła martwe dziecko na podłodze.
Dyrekcja zapewniła ponadto, że obsada położnych w starachowickim szpitalu jest na tyle duża, iż nie istnieje ryzyko zamknięcia oddziału (tym samym przewiezienia pacjentek do innych placówek).
Siedem osób zwolnionych zostało dyscyplinarnie – byli pracownicy zapowiadają pozwy do sądu pracy. Jedna osoba rozstała się z placówką za porozumieniem stron.
Do szokującego zdarzenia doszło kilka dni temu w starachowickim szpitalu. Kobieta sama rodziła martwe dziecko na podłodze między łóżkami, a nikt z personelu nie przyszedł do niej, by pomóc w czymkolwiek. Więcej czytaj tu: Wstrząsający poród w szpitalu w Starachowicach! „Dlaczego nikt nie pomógł kobiecie?”
– Przyjęli mnie na oddział i zostawili samą sobie .Skurcze zaczęły się w pół do pierwszej. Pani doktor wzięła mnie na badanie i stwierdziła, że to nie są skurcze. Potem bóle powtarzały się co sześć minut, co trzy, ale lekarze - już bez badania - twierdzili, że to nie są skurcze. Nie wiem, na jakiej podstawie to wmawiali. Do porodu doszło w sali na podłodze. Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, zrobił cokolwiek... Siostra stwierdziła, że ona lekarza powiadamia, a on nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem – mówiła w rozmowie z dziennikarzami pokrzywdzona kobieta.