„Widoczne były rany, było widać, że walczył” - powiedział Ariel Żurawski, właściciel firmy transportowej, w której pracował zabity przez zamachowca Polak – kierowca ciężarówki. „To miał być jego ostatni kurs przed świętami – pytał, czy wróci do czwartku do wieczora, bo chciał jeszcze kupić prezent żonie”
"Wystarczyło dać gazu i samochód jechał"
Dzisiaj policja przesłuchała właściciela firmy, do której należała ciężarówka użyta w zamachu w Berlinie i której pracownikiem był zamordowany kierowca-Polak. „Cała trasa była pokazana. O 15.00 rozmawiał z żoną, o 15.45 było widać na GPS pewne ruchy. Samochód był zapalany, gaszony, ruszał do przodu i do tyłu. Tak jakby ten ktoś, kto kierował tym samochodem, dopiero uczył się jeździć. Samochód stał w Berlinie pod firmą, gdzie miał się rozładować. Później, do 19.40 nie było żadnych ruchów, samochód stał w tym samym miejscu. To było auto w automacie – wystarczy zwolnić hamulec ręczny, dać gazu i samochód jedzie” - powiedział właściciel firmy, Ariel Żurawski.
Właściciel firmy rozpoznał ciało swojego pracownika. „Widoczne były rany, było widać, że walczył” - powiedział Żurawski. Dodał, że kierowca był w trasie od półtora tygodnia i wracał z Włoch, skąd wiózł stalowe konstrukcje. „Pojawiały się podejrzenia, że samochód porwany z uwagi na ładunek, ale do czego przydałoby się 24 tony stali?” - stwierdził właściciel firmy.
"To miał być jego ostatni kurs przed świętami"
„To był dobry kierowca, taki, który jeżeli w sobotę wypił dwa piwa, to w niedzielę nie wsiadał za kierownicę. Ostatni z dobrych kierowców, którzy jeszcze są na rynku. To był potężny mężczyzna, miał 180 cm wzrostu i ważył 120 kg. Jedna osoba na pewno nie dałaby mu rady. Być może został zaatakowany i wepchnięty do kabiny” - uznał Ariel Żurawski.
„To miał być jego ostatni kurs przed świętami – pytał, czy wróci do czwartku do wieczora, bo chciał jeszcze kupić prezent żonie” - powiedział szef firmy i dodał, że zaniepokoił go fakt, że samochód jeździł „gdzieś po Berlinie”. „Od razu wiedziałem, że coś niedobrego się stało” - stwierdził Żurawski.
Zdaniem Żurawskiego, nie doszłoby do tragedii, gdyby samochód nie musiał czekać na rozładunek. Pojazd stał naprzeciw firmy, którą kierowca opisywał swojemu szefowi jako taką, gdzie „jedyni rodowici Niemcy, których widzi, są w biurze w tej firmie, a wokół sami muzułmanie”.