Mam takie poczucie, że w jakimś sensie ostrzejsza i bardziej nieprzyjazna reakcja na moje słowa [o świniach] przyszła z tzw. naszej strony – żalił się dziś Leszek Jażdżewski, który w Gdańsku wziął udział w promocji książki o „burzeniu polskiego kościoła”.
- Bez zmiany pewnych centralnych wyobrażeń o nas samych, o naszym społeczeństwie i o naszym narodzie, którego jesteśmy częścią; bez tej zmiany tego, czym jest bycie Polakiem, bez myślenia o tym fundamencie, to żadna zmiana ani żaden progres - w pożądaną przez nas wszystkich stronę - nie będą możliwe - powiedział Jażdżewski.
Według niego w wolnej od 30 lat Polsce nadszedł czas, by spojrzeć krytycznie na to, co buduje tożsamość Polaków - jak mówił, spojrzeć „po gombrowiczowsku”.
- Spojrzeć na te kościoły, bo nie chodzi o jeden kościół, które mamy w głowach i które nie pozwalają nam zadać sobie trudnych pytań. I zmierzyć się z tym polskim kompleksem, który w nas tkwi i jest brutalnie politycznie eksploatowany. I jak dokonamy tej zbiorowej terapii, to wtedy władza, którą ja nazywam czarnoksiężnikami nad naszymi losami i duszami, już się skończy. Ten czar wtedy pryśnie, ale zmiana musi wejść w nas - mówił Jażdżewski.
Redaktor naczelny „Liberte!” odniósł się również do swojego skandalicznego wystąpienia z 3 maja br. na Uniwersytecie Warszawskim - tuż przed przemówieniem szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska.
- Mam takie poczucie, że w jakimś sensie ostrzejsza i bardziej nieprzyjazna reakcja na moje słowa przyszła z tzw. naszej strony - ocenił w Gdańsku Jażdżewski, określając tę sytuację jako paradoksalną. - To takie dyscyplinowanie szeregów, że „młody”, że „nie w tym czasie”, że „nie powinien” - mówił.
Zaznaczył jednak, że jego wystąpienie spowodowało pewien rodzaj wyzwolenia.
- Mam wrażenie, że każde społeczne życie, ale w Polsce w szczególności, przepełnia rodzaj obłudy, której nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć na głos - publicznie, a które sobie prywatnie dumamy - zauważył.