Wzywam rekonstruktorów wszystkich rodzajów broni: łączcie się 13 grudnia!
Górale, gdy ktoś im mocno podpadnie, mówią ponurym głosem nie wskazując palcem: ktosik powinin tu po mordzie dostać. I lepiej by ten ktosik szybko zniknął, bo pewnikiem po gębie dostanie. Muszę przyznać, że najpierw trzynastego, a potem czternastego grudnia Roku Pańskiego 2016 kilkakrotnie cisnęło mi się na myśl to góralskie powiedzenie. I ręka mnie świerzbiła.
Najpierw w Warszawie, gdzie akurat w rocznicę stanu wojennego przebywałem. Patrzyłem ze zdumieniem jak po południu w największy ruch uliczny pustoszeją całkowicie Aleje Jerozolimskie; to policja blokowała dostęp do tej arterii, potęgując i tak olbrzymie zatłoczenie na sąsiednich ulicach. Policja? Milicja? Traciło się orientację, bo wspomnienia z mroźnego 13 grudnia 1981 r. nasuwały się bez przerwy. Z widokiem dzisiejszym mieszały się przed oczami wspomnieniowe obrazki z tamtego czasu. Pusta ulica mimo popołudniowej pory dnia (a raczej zimowego zmierzchu), zablokowana uzbrojonymi mundurowymi stojącymi w ciasnych szeregach, wyczekiwanie na marsz jakichś manifestantów, na który zbiórkę ogłoszono pod Komitetem Centralnym PZPR… Z tych reminiscencji wyrwał mnie głos taksówkarza, który usiłował przebić się jakoś przez straszne korki. „Prysznic łobuzom zrobić i pałą po grzbiecie, to będą wiedzieć co świętują” – wycedził przez zęby niemłody już kierowca; ewidentnie dobrze musiał pamiętać moment wprowadzenia stanu wojennego. Mróz przed 35 laty był siarczysty, dużo większy niż dziś, a „prysznic” robiono nam armatkami wodnymi w wielu miejscach kraju; po takiej kąpieli mokre włosy na głowie i odzież na całym ciele zamarzały błyskawicznie. Jednak sieknięci strumieniami wody ludzie na szczęście prawie zawsze znajdowali szybko schronienie w okolicznych domach, w przypadkowych mieszkaniach, gdzie ich suszono, pojono gorącą herbatą. Inaczej zapalenie płuc było pewne. Co pewien czas tu i ówdzie kogoś spałowano, „ale generalnie rzecz biorąc, najczęściej dochowywano jakiejś kultury” – głośno stwierdził parę dni temu manifestujący w wolnej Polsce ubek.
Ubecja posiadająca swoje współczesne przedstawicielstwo w osobach „platformersów” i „nowoczesnych”, ma być może w pewnym stopniu rację twierdząc, że rządzący obecnie obóz patriotyczny trzeba ukarać za to, że odebrał im lukratywne emerytury. Chodzi jednak o to, że odbiera je dopiero teraz, że dopuszczono do tego, iż przez prawie 30 lat pospolite łajdaki syciły się pieniędzmi podatników. Wszystko to bowiem, co obecnie się dzieje, jest właśnie skutkiem pobłażania im od samego początku, nie walczenia z byłą ubecją i partyjniactwem choćby tak ostro i dziko, jak czynią to dziś ugrupowania określające się jako totalna opozycja. I nie chodzi tu tylko o zachowany przez tyle lat łajdacki system emerytalny.
13 grudnia tego roku patrzyłem na pięknie przygotowane, zabezpieczone dla hołoty Aleje Jerozolimskie i pięści same mi się zaciskały. Raz po raz przychodziło na myśl góralskie powiedzenie... W końcu jednak siłą (wewnętrzną) przywołałem na pomoc swe chrześcijańskie uczucia. Wtedy z kolei nasunął mi się pomysł skojarzony z „prysznicem”, o którym wspomniał taksówkarz. Za rok – pomyślałem – trzeba tu faktycznie zrobić „prysznic”! I pałowania też, i inne elementy „jakiejś kultury” wprowadzić. Trzeba zrobić dobrą rekonstrukcję dnia ogłoszenia stanu wojennego! Poprosi się wszystkich „kodziarzy” i „nowoczesnych”, by w tej rekonstrukcji wystąpili w tej samej roli, co w tym roku, czyli protestujących. A rekonstruktorzy wcielą się w zomowców sprzed 35 lat – milicjantów, cywilnych esbeków i wszelkich innych reprezentantów „jakiejś kultury”, którzy będą walić w protestantów zwalającymi z nóg strumieniami lodowatej wody z armatek wodnych, będą prać specjalnie na tę okazję wydłużonymi pałami, wrzucać do suk każdego, kto się tylko nawinie „pomagając” przy wsiadaniu „kulturalnym” kopniakiem. W akcji tej muszą wziąć koniecznie udział tak agresywne w swej promocji sieci telefonii komórkowych zawieszając na ten czas wszelkie możliwości połączenia z rodziną i bliskimi. Tak samo trzeba będzie zawiesić działanie internetu. Trzeba będzie również przetrząsać bagażniki samochodów; wystarczy, że znajdzie się w nich jakieś mięso i kiełbasę (no bo skąd broń?), by kierowcę takiego pojazdu zwinąć. Jasnym wszak będzie, że oto władza trafiła na jednego z cynicznych czarnorynkowych handlarzy mięsem, przez których brakuje go dla reszty narodu. Na pewno znajdzie się też przy niejednym delikwencie jakąś wywrotową książkę albo choćby ulotkę; wtedy takiego (taką) też do paki, a do jego domu pojedzie natychmiast druga ekipa, by przetrząsnąć solidnie mieszkanie, wywracając je do góry nogami, szukając innych niebezpiecznych dla społeczeństwa narzędzi propagandowych. Taka rekonstrukcja jest koniecznie potrzebna, bardziej nawet, niż bitwy grunwaldzkiej.
Wzywam zatem wszystkich rekonstruktorów wszystkich rodzajów broni – łączcie się! Wielu was jest w całej Polsce, ale żeby uświadomić przewagę ludzi reprezentujących „jakąś kulturę” nad biezkulturnym narodem, i tak was będzie mało. Porzućcie na ten dzień mundury z Bitwy Warszawskiej, zbroje średniowieczne albo odzienie wojów wczesnosłowiańskich, przedzierzgnijcie się w żołnierzy „człowieka honoru”, towarzysza generała Jaruzelskiego. A Petru z Kijowskim niech dalej dzielnie kroczą na czele demonstracji.
Taka rekonstrukcja bardzo przyda się także ze względów edukacyjnych; podobno już połowie Polaków wyprano z głów wiedzę o tym, kiedy wprowadzono stan wojenny i czym on był naprawdę. Wiedzę tę niewiedzącym na pewno jak automat przywrócą TVN z Wybiórczą, lamentując w relacji z rekonstrukcji nad losem protestujących i wszelkich innych, którzy są uciskani przez zasiadających w aktualnym rządzie reprezentantów dyktatury większości.
To a propos trzynastego grudnia. Dnia następnego trafiło mnie jednak jeszcze bardziej, kiedy usłyszałem, że Janusz Lewandowski, wynędzniały europoseł platformiany, całej Europie wmawiał, że nie trzeba patrzeć na zrujnowane i spływające krwią ulice Aleppo, ale na ulice Warszawy! Tam bowiem dopiero dzieje się prawdziwa, największa krzywda! Tam największe zło.
„Polacy oczekują tego, że demokratyczny świat i Parlament Europejski nie pozostanie obojętny wobec tego, co się dzieje w Polsce” – przemówił w imieniu narodu (ale którego?) czołowy sprzedawca za bezcen narodowego majątku, Janusz Lewandowski. I tu muszę się z nim zgodzić. To, co dzieje się w Polsce, co wyprawiają w samym kraju i jeszcze bardziej poza jego granicami wrogowie Ojczyzny, wiary (może właśnie wzmacnianie wiary najbardziej ich rozjusza…), wrogowie polskiego wojska, tysiącletniej tradycji, honoru, wrogowie nie „jakiejś kultury”, ale wielkiej kultury wielkiego narodu, wszystko to powinno zostać osądzone. Nie przez publicystów lub historię. Przez konkretne sądy (chyba paru uczciwych sędziów jeszcze się znajdzie…). Ci osobnicy powinni zostać ukarani, niektórzy przykładnie, i to bezzwłocznie! Być może Janusz Lewandowski ośmieli się jeszcze przyjechać do Polski (choć na pewno tutaj majątek go nie trzyma), a wtedy przed sąd z nim! Za zdradę i antypolskie akcje jest dosyć paragrafów.
Sprawiedliwość w Polsce stawiana jest już od dawna na głowie. Najgorsza jest w tym wszystkim jednak kompletna zamiana ról ofiary z katem, pobitego z oprawcą, uczciwego ze złodziejem, oczernionego z oczerniającym, szlachetnego z łajdakiem. Jeżeli w takim kraju jak Polska można od jakiegoś czasu bezkarnie mówić i pisać, że Polacy są sprawcami Holokaustu lub co najmniej jego równoważnymi wykonawcami i ewidentnymi sympatykami (vide: książki Grossa i film „Nasze matki, nasi ojcowie”, za którego zakupienie i emisję w publicznej telewizji nikt do tej pory nie odpowiedział!), że przez nich wybuchła II wojna światowa, to cóż to za problem stwierdzić, że ulice Warszawy są bardziej niebezpieczne niż bez przerwy ostrzeliwane i bombardowane Aleppo. Mam nadzieję, że Warszawa faktycznie okaże się bardzo niebezpieczna, ale właśnie dla takich Lewandowskich, że sąd jego – i nie tylko jego – nie minie. Bez przykładnych wyroków już nie tylko górale powiedzą: ktosik powinin tu po mordzie dostać. Coraz wyraźniej rysuje się alternatywa: paragrafy albo pięść.
Póki co, na uspokojenie polecam pięknie wydaną przed świętami książkę pod wymownym tytułem „Polskość jest przywilejem”. Jakież tam publikują wybitne pióra, cóż za patrioci, cóż za umysły! Prof. Andrzej Nowak, prof. Krzysztof Szczerski, prof. Krzysztof Ożóg, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Adam Bujak, Janusz Szewczak etc. – po prostu plejada gwiazd. W sam raz na Gwiazdkę!
Leszek Sosnowski