— Była cichą bohaterką „S”. Jest przykładem i źródłem życiodajnym nie tylko dla syna, ale również dla nas wszystkich — mówił Krzysztof Wyszkowski o wyjątkowej uroczystości w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Dziś w budynku osadzonych i zamordowanych bohaterów miało miejsce przekazanie pamiątek (właściwie relikwi — jak podkreślał syn) po śp. Annie Walentynowicz, która była tam więziona.
— Rzeczy, pamiątki, które dzisiaj trafiły do mokotowskiego muzeum to niewielki zestaw mieszczący się na jednym stole. Ale ich wartość jest ogromna, dlatego można je nazywać relikwiami. To, m. in. rzeczy osobiste, które Anna Walentynowicz miała przy sobie podczas tragicznego lotu do Rosji w kwietniu 2010 roku. Torebka, okulary, medalik z Matką Boską Kozielską, dowód osobisty, portfelik z drobnymi. Także fotografie, dwie szczególne. Jedna dokumentująca spotkanie pani Anny z Janem Pawłem II, na którym Ojciec Święty tuli ją jak kogoś najukochańszego i druga, gdy odbiera z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego Order Orła Białego. Sam order to jedyna pamiątka, którą rodzina postanowiła zostawić w zbiorach prywatnych — mówił Krzysztof Wyszkowski na antenie Telewizji Republika.
Na uroczystościach nie zabrakło również bardzo wzruszającej przemowy Janusza Walentynowicza. „Mamo, jest w końcu ta Polska, o której tak marzyłaś i o którą walczyłaś. A twoje dzieło kontynuują dzisiaj naprawdę porządni ludzie” — wspominał działaczkę jej syn.
— Pani Anna Walentynowicz wiele lat później trafiła na Mokotów. Nie było zwykłym więźniem, komunistom wyjątkowo zależało na tym, by ją pognębić. Dlatego trafiła tutaj na oddział psychiatryczny więziennego szpitala. Była cichą bohaterką „S”. Jest przykładem i źródłem życiodajnym nie tylko dla syna, ale również dla nas wszystkich. Jan Walentynowicz potrafił to bardzo pięknie powiedzieć — mówił Wyszkowski.