Po raz kolejny można naocznie się przekonać, że feminizm to jedno wielkie oszustwo, które w pogardzie ma nie tylko nienarodzone dzieci, ale także kobiety.
Feministki gardzą kobietami. Feministki kobiet nienawidzą. Doskonale pokazuje to rozmowa z Manuelą Gretkowską, opublikowana na Wirtualnej Polsce. Wywiad ten jest tym bardziej smutny, że przecież to Manuela Gretkowska zakładała swego czasu Partię Kobiet. Partię, która miała walczyć o to, żeby lepiej się w Polsce żyło kobietom. Dziś jedynym celem tegoż kanapowego ugrupowania jest walka o to, by kobietom lepiej się w Polsce zabijało. Swoje dzieci, oczywiście: „Ciąża jest moją decyzją, mogę mieć pałac i już nie chcieć dzieci. (…) Pytanie o metraż brzmi jak pytanie o wielkość macicy, a ona zawsze się rozciągnie dla płodu”. Żadnego słowa o pomocy kobietom, żadnej konkretnej propozycji. Oprócz aborcji. „Wszystkie mamy prawo do aborcji, a jeśli same jej nie miałyśmy, to nasze córki, siostry, przyjaciółki na pewno tak. Bądźmy solidarne, wszystkie jesteśmy Nataliami” - mówi Gretkowska, tak jakby kobiety naprawdę nie miały innych zmartwień. Ta żądza, by kobiety mogły zabijać swoje dzieci, jest przerażająca. I paradoksalnie pełna pogardy do kobiet. Także tych, które publicznie wyznały, że miały aborcję.
Choć krzyczy Manuela Gretkowska, że dziś wszystkie jesteśmy Nataliami, jednocześnie dołącza do grona tych, którzy Natalię Przybysz hejtują. Bo – jej zdaniem – nie tak o aborcji należy opowiadać. A poza wszystkim „to jest wypowiedź osoby piszącej felietony dla inteligentnego „Zwierciadła”. Kobiety umocowanej w Warszawie, osoby z elity, nie biednej, znającej psychologów, lekarzy, itd. Czy osoba z takich kręgów naprawdę nie wie o istnieniu tabletki „po”, działającej do 5 dni po stosunku?”. I dalej pastwi się nad piosenkarką: „Trudno uwierzyć, że ona, gwiazda muzyki, osoba publiczna, z elity, wsiadła w zbiorowy autobus z biednymi kobietami i jedzie na Słowację”. Mogła to wszystko Natalia Przybysz rozegrać inaczej. Mogła się poradzić choćby Manueli Gretkowskiej.
Ale w końcu Natalia Przybysz jest kobietą, a jako kobieta ma pewne wady: „W ogóle kobieta jest zdeformowaną istotą. Nie trzeba wskazywać która. Wszystkie. Bo mamy dziurę między nogami, dziurę w sercu po zawiedzionej miłości do mężczyzn i wyrwę po mózgu. A, przepraszam, mamy ordery cycków i nogi, żeby klękać”. A jak klękać, to wiadomo – w kościele. Miejscu znienawidzonym przez Manuelę Gretkowską, miejscu naznaczonym patriarchalno-klerykalną władzą, która miażdży kobiety: „To wieczne tresowanie stada, przepraszam, wiernej trzódki, ustawianie w szyku i straszenie wilkiem. Polska słynąca wolnością, ale wyrwij się tylko, wybij na wolnomyślicielską niepodległość, to od razu zaszczują i zatłuką katechizmem”. Jakoś widać zdecydowana większość kobiet tak Kościoła nie odbiera. Więcej – w kościołach kobiety są obecne. Ich wybór, prawda? Ale skoro to wybór niezgodny z wyborami Maulei Gretkowskiej, to jest to wybór z gruntu zły i godny potępienia: „Kościół w Polsce utrzymują głównie kobiety – one przynoszą świeże kwiaty na ołtarz, wdowy oddają wdowi grosz. Głównie kobiety siedzą w kościelnych ławkach i dbają o religijne wychowanie dzieci – a Kościół w podzięce wymyśla, że z okazji rocznicy Chrztu Polski złoży z nich ofiarę na ołtarzu wiary”. Mogłyby się dołączyć do Partii Kobiet, a wybierają Kościół. Być może dlatego, że w sytuacji trudnej, kryzysowej, to Kościół się nimi zaopiekuje, to Kościół poda im rękę, a nie feministki.
Kiedy czytam wywiad z Manuelą Gretkowską mam wrażenie, że żyjemy na dwóch odrębnych planetach. A przecież de facto mieszkamy w tym samym (a przynajmniej takim samym czy podobnym) mieście, chodzimy tymi samymi ulicami, być może nawet zakupy robimy w tym samym sklepie. Tylko że Manuela Gretkowska tworzy sobie wymyślony świat. W porządku. Jest artystką, pisarką, jej wolno. Tylko – błagam – niech te fantazje zostawi na stronicach swoich powieści, a nie przenosi je do realnego świata. Pierwszy z brzegu przykład: „w Polsce rocznie ciążę usuwa 200 tysięcy kobiet”. Wanda Nowicka czy prof. Monika Płatek mówią o stu tysiącach. Danych żadnych na to nie ma, ale to przecież nieistotne z feministycznego punktu widzenia. Nawet już w feministycznym świecie panie się pogubiły w tych rachunkach. A pomocy znikąd, bo nawet partie, które czarne protesty popierały, te niby postępowe, „zrobiły sobie jatkę z praw kobiet (…) Teraz, kiedy skończyły się wojny i powstania, frontem jest ciało kobiety”. I snuje dalej Manuela Gretkowska swoje opowieści o zabitych kilkulatkach kiszonych w beczkach czy o plemnikach w aureolach niewinności, o Kościele i PiS-ie, którzy chcą uśmiercać kobiety. To już nawet nie jest science-fiction. Mam nadzieję, że literaturoznawcy z czasem znajdą adekwatne określenie na tę fantastykę rodem z dalekiego kosmosu.