– Znaleziono przesłankę wskazującą na to, że w samolocie doszło do eksplozji – jest to konkretny zapis na rejestratorze lotu – w samolocie doszło o znacznego wzrostu temperatury – wskazuje to na wybuch – powiedział Grzegorz Wierzchołowski w najnowszym odcinku "10.04.2010 Fakty". Autor tekstu "Sensacyjne odkrycie komisji smoleńskiej" z najnowszego numeru "Gazety Polskiej" mówił w szczegółach o tym czego dotyczy przełomowy tekst.
– Jest to prawdopodobnie najtwardszy dowód jaki znaleziono. Jeśli okaże się, że wzrost temperatury nie mógł być spowodowany niczym innym to będzie to niezbicie wskazywało na eksplozję. Ten wzrost temperatury został zarejestrowany przez czujnik na zewnątrz samolot, zapoczątkował on szereg awarii w samolocie. Jest on przyczyną awarii. Na wysokości 40 metrów nad ziemią został zarejestrowany ten wzrost – zaznaczył dziennikarz.
"Działania komisji wyglądają na fałszerstwo"
– Okazuje się, ze podkomisja smoleńska badając różne dokumenty na temat katastrofy natrafiła w aktach Millera na fragment zapisu, który został wycięty przez komisję Millera. Pisaliśmy o tym, już kilka late temu. Wycięty fragment zastąpiono kopią rosyjską. Brakuje m. in. tego intrygującego zapisu o skoku temperatury. Okazuje się, że badania dokumentów i akt pozostałych po komisji Millera mogą dać przełomowe wyniki – podkreślił gość programu.
– Nie wiemy kto indywidualnie dokonał tego usunięcia. Wklejono tam fragment rosyjskiego zapisu niewiadomego pochodzenia, na którym też są błędy. Działania komisji wyglądają na fałszerstwo. Osoba, która to zleciła mogła mieć w tym jakiś interes – powiedział Grzegorz Wierzchołowski.
"Może Rosjanie mieli jakieś haki, formy nacisku na rząd Tuska"
– Mi, jako dziennikarzowi od razu po takim wydarzeniu włączyło się takie myślenie, że trzeba to sprawdzić, Od pierwszego dnia z kolegami z redakcji zajęliśmy się badaniem tej sprawy. Było wtedy dużo dezinformacji medialnych, dużo manipulacji, oddzielaliśmy ziarna od plew. Próbowaliśmy docierać do ekspertów. Było to utrudnione, bo część osób się bała. W pierwszych tygodniach po katastrofie nikt nie chciał mówić o swoich tezach pod nazwiskiem. Redakcja Gazety Polskiej jako jedyna postanowiła się tą sprawą zająć. Nie działa jeszcze komisja parlamentarna pod przewodnictwem Antoniego Macierewicz. To było zwykłe dążenie do prawdy – wspomniał dziennikarz.
– Rząd musiał mieć coś do ukrycia, skoro zdecydował się na sposób badania, który faworyzuje Rosjan, kiedy Polacy byli jak petenci wobec Rosjan. Może Rosjanie mieli jakieś haki, formy nacisku na rząd Tuska. Albo wygodnie było zdecydować się na takie działanie. Zrobiono to po to, żeby te dowody zniknęły – zaznaczył Grzegorz Wierzchołowski.