Kolejne taśmy prezentujące sposób obradowania komisji Millera wywołują szok. – Wiedzieliśmy o tym wszystkim. Z początku domyślaliśmy się, wiedząc jak było prowadzone poprzednie śledztwo, że to zagrywka pod publikę, pod oczekiwania Rosji. Jeszcze wcześniejsze nagrania, kiedy z góry ustalane są wyniki, bo pamiętamy słowa, że inaczej „sami na siebie bat ukręcą”… Teraz te nagrania, gdzie społeczeństwo może na własne oczy przekonać w jaki sposób było to procedowane, że nie interesowało ich dochodzenie do prawdy, ale uwiarygodnienie tego co nie jest prawdą – powiedział w rozmowie z Katarzyną Gójską Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz.
– Tłumaczył to już prof. Nowaczyk jak dokonano nadinterpretacji badań zapisów z rejestratorów. Żadne badanie nie mówiło, że gen. Błasik był w kokpicie. To komisja Millera dokonała nadinterpretacji, nie mając żadnego dowodu. Robili wszystko by poświadczyć nieprawdę – dodaje nasz gość.
Kiedy Piotr Walentynowicz nabrał dystansu do działań organów państwowych?– Pierwszy rok zostawiam w spokoju, bo wierzyłem szczerze, że w obliczu takiej katastrofy rząd, bez względu na to jaki, będzie dążył do wyjaśnienia sprawy. Pierwsze miesiące nie brałem pod uwagę tego co się później stało. Po niecałym roku, gdzieś na początku roku 2011 nabrałem przekonania, że to wszystko jest fikcją, że próbuje się nam wmówić, że się coś bada. Proste rzeczy, że niszczenie wraku to standardowa procedura, że wrak, czarne skrzynki nie są istotne dla śledztwa – odpowiada Walentynowicz.
"Kiedy dowiedziałem się, że minister Macierewicz zostanie szefem MON, to odetchnąłem z wielką ulgą"
– Każda osoba, która śmiała kwestionować ogólnie przyjęte ustalenia była napiętnowana. Robiono z takiej osoby sekciarza, debila, oszołoma. Na ministrze Macierewiczu skupiło się to bardzo mocno. Dzięki ministrowi doszliśmy do miejsca w którym jesteśmy, że zaczęto sumiennie badać kwestię katastrofy smoleńskiej. Było to nie na rękę tym, którzy wtedy rządzili. Ogromny „hejt” na pana ministra był, ale to po nim spłynęło. Pamiętam, że rozmawiałem z ministrem jeszcze przed wyborami i powiedziałem, że jeśli nie zwyciężymy, jeśli państwo nas nie wesprze w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, to chyba trzeba się poddać. Minister powiedział, że absolutnie nie, że ze względu na wszystko trzeba walczyć o prawdę, że babcia by się tak nie zachowała. Taki jest minister. Jest twardy, nieugięty, konsekwentny w swym działaniu – dodaje rozmówca Katarzyny Gójskiej.
– Kiedy jesteśmy w stanie zrezygnować z logicznego myślenia? Kiedy targają nami emocje. Kiedy wpajano społeczeństwu nienawiść, to takie społeczeństwo jest w stanie zrezygnować z logiki. Nielogiczna jest teza, że można zrobić śledztwo bez wraku. Jest też kwestia „hejtu”. Rodziny były dość mocno atakowane, był silny wpływ mediów. Czymś wyraźnym było to, gdy wypowiadają się naukowcy, których dorobek jest niepodważalny, z których usług korzystają instytucje jako Boeing, NASA, a lewacka prasa ich przedstawia jako niedouczonych. To było żałosne, ludzie zrozumieli, że jeśli takich ludzi się ceni, a pseudo dziennikarz kreuje się na wzór, to przelało kielich goryczy – ocenia wnuk Anny Walentynowicz.
– Kiedy wygraliśmy te wybory parlamentarne, kiedy dowiedziałem się, że minister Macierewicz zostanie szefem MON, to odetchnąłem z wielką ulgą, bo było jasne, że będzie powołany zespół, który rzetelnie zbada przyczyny katastrofy. Zrozumiałem również, że jako minister przejmie również piecze nad niechlubną instytucją – prokuraturą wojskową, która zatajała prawdę o katastrofie smoleńskiej – zakończył nasz gość.