Po raz kolejny widać ogromną siłę polskiej diaspory na świecie. Z Polakami musi liczyć się prezydent USA, zaczynają też odgrywać oni rolę polityczną w krajach Unii Europejskiej, a nawet na wschodzie Europy. Za oceanem stanowią tak ważną grupę, gdyż jest tam najwięcej naszych rodaków mających obywatelstwo kraju emigracji - pisze redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.
Do tej pory podział głosów w Stanach był taki, że Polacy mieli niewielki wpływ na tamtejszą politykę. Zmieniło się to w ostatnich latach. Kluczem do sukcesu okazały się tzw. swing state, które dają wystarczającą ilość głosów do zwycięstwa. Niewielkie wahnięcia poparcia na tym terenie zmieniają sytuację. Dziesięć miesięcy od wyborów widać, że sami politycy amerykańscy są przekonani o decydującej roli Polonii. Widzą to też różne lobbies, które chcą dogadywać się z Polakami. Problem polega na tym, że poza Pensylwanią, gdzie Polacy porozumieli się jeszcze przed wyborami i uzyskali odpowiednie obietnice od Teda Cruza, a gdy ten odpadł, dostali to samo od Trumpa, polskie głosy są nie tylko rozproszone, lecz także słabo organizowane. W Pensylwanii rolę integratora przejęły kluby „Gazety Polskiej”. Gdzie indziej też próbują. Magnesem jest tu oczywiście ogromny wpływ na politykę amerykańską. W tej chwili środowiska patriotyczne próbują organizować się w takie instytucje, które uwzględniając różnorodność środowisk, pozwalają mówić jednym głosem. Dobrze, że wśród nich jest kierownictwo klubów „GP”. Na Zjeździe Klubów Europy Zachodniej też widać pewne ożywienie. Pojawili się wysocy urzędnicy państwowi i przedstawiciele dużego biznesu. Kluby często jako jedyne bronią w zachodniej Europie racji polskiego rządu. Powoli, może zbyt powoli, zyskują tu wsparcie naszej dyplomacji. Kluby mogą być doskonałym łącznikiem między naszym państwem i tymi elitami w krajach UE, które nie chcą zaostrzania sporów z Polską. Okazuje się, że we Francji też są takie siły i chcą zmienić narrację wobec Polski, we własnym oczywiście interesie, ale jest to dla nas opłacalne. Mało doświadczony prezydent Francji może dostać na własnym podwórku sygnał, że niemądrymi wypowiedziami wobec Polski szkodzi francuskim interesom. Francja ma doświadczenie własnej odrębności (w naszym przypadku akurat oznacza to głęboką współpracę z USA) i do niego, a nie do niemieckich pomysłów na Europę powinna odwoływać się przy współpracy z Polską. Tu Polacy z Francji mogą bardzo pomóc.
Najtrudniejszą rolę mają nasi rodacy na wschodzie Europy. Na Litwie czy Ukrainie znaleźli się pomiędzy tamtejszymi nacjonalizmami podgrzewanymi przez Rosjan a próbą tworzenia wspólnego, polsko-rosyjskiego frontu przeciwko tym nacjonalizmom. Trzeba wielkiego opanowania i mądrości, żeby temu się przeciwstawić. Dlatego z radością przyjęliśmy informację, że po utworzeniu klubu „GP” w Żytomierzu powstaje kolejny w Kijowie. To prawdziwe ambasady polskości rozumiejące nasz interes narodowy. Dzisiaj rola Polonii może być gigantyczna i inwestujmy w ten kapitał, tylko mądrze.