Zawsze bezkompromisowa, waliła między oczy, co myśli, i twardo stała na stanowisku, że prawda może boleć, że może być niewygodna, ale trzeba ją wypowiadać. Zbierała za to gromy. Nie tylko od wszelkiej maści lewaków z całego świata, lecz także od swych rodaków: Włosi obrzucali ją najgorszymi kalumniami, a nawet – życzyli śmierci - pisze w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" Tomasz Łysiak.
Światowym autorytetem, prawdziwą Kasandrą Europy Fallaci stała się po ataku na nowojorskie wieże WTC 11 września 2001 r. Jej trzy książki układające się w antyislamską trylogię ukazywały boleśnie sedno rzeczy: świat Zachodu, niejako na własne życzenie – niczym samobójca szukający samounicestwienia – odsłonił się całkowicie przed wojującym islamem. Pierwszą pozycję cyklu – „Wściekłość i dumę” – Włoszka napisała wkrótce po 11 września. Mieszkała wtedy niedaleko, była więc świadkiem tamtych wydarzeń i tym mocniej je przeżyła. Książka w formie listu, apelu do czytelnika, zaczyna się słowami: „Prosisz mnie, żebym przemówiła – tym razem. (…) Prosisz mnie też, bym przedstawiła swoje świadectwo, żebym ci opowiedziała, jak przeżyłam tę Apokalipsę…”. W następnych książkach – „Sile rozumu” i „Wywiadzie z sobą samą. Apokalipsie” – nie tylko formułowała ostre sądy o agresywnym islamie i słabej, wyrzekającej się własnych korzeni Europie, lecz także wszystko podpierała doskonałymi argumentami i dowodami. W końcu była dziennikarką, reporterką wojenną, autorką wywiadów z potężnymi ludźmi XX wieku. Miała więc nie tylko talent, doskonały warsztat, ducha i wiedzę potrzebne do dobrego opisania stanu rzeczy, lecz także wyobraźnię umożliwiającą spojrzenie w przeszłość i przyszłość.
Dziennikarska gwiazda
Oriana Fallaci urodziła się we Florencji 29 czerwca 1929 r., w domu przepełnionym kultem książki – rodzice byli miłośnikami literatury. Stąd jej imię, rzadkie przecież, inspirowane postacią Proustowskiej księżniczki Guermantes. Dorastała w biedzie, głód nieraz bywał gościem w jej domu. W czasie wojny jako kilkunastoletnia dziewczyna działała w ruchu oporu. Wpływ na jej postawę miał przede wszystkim ojciec. Po wojnie zaczęła studiować medycynę, której nie skończyła. Wzięła się za dziennikarstwo. I to z taką pasją i zdecydowaniem, że stała się dziennikarską gwiazdą światowego formatu. W 1967 r. pracowała jako korespondentka wojenna w Wietnamie. Na szczyt jednak wyniosły ją wywiady z wielkimi postaciami światowej polityki. Rozmawiała z Chomeinim, Henrym Kissingerem, Willym Brandtem, Indirą Gandhi czy Jasirem Arafatem. W każdej z tych rozmów zachowywała prosty kręgosłup, zadając mocne pytania. Tym zawsze charakteryzowały się jej rozmowy. Oprócz jednej – z Wałęsą.
Masz napisać, co ci mówię
Jak naprawdę wyglądał ów wywiad, dowiedzieliśmy się dzięki… Danielowi Passentowi. To on ujawnił, co powiedziała mu Oriana, najpierw podczas spotkania w Polsce, a potem po latach w Nowym Jorku. Okazało się, że rozmowa w Gdańsku była bardzo trudna, przerwana nawet w pewnej chwili. „On był wtedy taki pewny swego, taki nadęty, że powiedział mi: »Zobaczy pani, że ja zostanę prezydentem«. »Co on wygaduje?« – pomyślałam i nigdy nie włączyłam tego do wywiadu, bo to miał być dobry, antykomunistyczny, antyrosyjski wywiad. Nazajutrz, kiedy znów z nim rozmawiałam, powiedziałam: »Słuchaj, Lechu, wczoraj powiedziałeś coś, co mam nagrane, ale wolałabym to pominąć, bo wygląda śmiesznie i pretensjonalnie«. »Jakie śmiesznie? Jakie pretensjonalnie? Masz napisać, co ci mówię: że będę prezydentem!« – uniósł się. I wiesz co? Nie napisałam tego, nie napisałam, żeby go zezłościć i żeby mu nie zaszkodzić, bo to by go ośmieszyło; żeby Rosjanie, żeby wszyscy traktowali go poważnie. I nie miałam racji. Koniec. Kropka” – wyznała dziennikarka Passentowi. Stwierdziła jeszcze: „Mogłam napisać, że Wałęsa nie jest OK”, lecz zrobiła inaczej, tylko mając na względzie wartości wyższe, dotyczące samej Polski. Innymi słowy – ten jeden raz skłamała w swojej pracy, by chronić nas, Polaków. Podobno już po kilku minutach spotkania z Wałęsą zobaczyła, że jest próżny, zapatrzony w siebie i niezbyt inteligentny. W „Wywiadzie z samą sobą” napisała: „Nasza epoka pozbawiona jest przywódców. Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności, uginają się nogi pod człowiekiem”. To, jak Wałęsa zachowuje się w ostatnich latach, jest tylko dobitnym potwierdzeniem prawdziwości jej zdania.
Głos Oriany
Profetyczne teksty, ostrzeżenia kierowane w stronę Europy, wyraziste zdanie Oriany Fallaci na temat zagrożenia islamem, islamem jako takim, jako religią wojny, która w swych podstawowych zasadach jest sprzeczna z wartościami, na jakich jest oparta nasza łacińska cywilizacja – są dość powszechnie znane. Jej postać i jej opinie powtarzane są przez prawicową i konserwatywną prasę za każdym razem, gdy muzułmanie uderzają w nasze miasta, gdy mordują kolejne dzieci, gdy wdzierają się do serca Europy, żądając przy tym praw i specjalnych warunków bytowych. We Włoszech toczy się obecnie debata dotycząca wprowadzanego prawa „Ius Soli”, które w łatwy sposób będzie obdarzać cudzoziemców obywatelstwem. Zgodnie z „Ius Soli” wystarczy, że dziecko urodzi się na włoskiej ziemi, by automatycznie otrzymać pełne prawa obywatelskie, a zatem „zespawać” rodzinę z nowym krajem – rodziców już nie będzie można wyrzucić z Włoch. Głos Oriany, która nie żyje od 11 lat, jest przy takich okazjach na nowo przywoływany. Jakby nawet zza grobu uczestniczyła w walce na argumenty.