Gościem "Otwartym tekstem" Ewy Stankiewicz była Jadwiga Ostafin – córka Józefa Ostafina, posła na Sejm II RP oraz żołnierza organizacji "Wolność i Niepodległość" i Armii Krajowej – skazanego po wojnę przez zbrodniarzy komunistycznych na karę śmierci. Wyrok wykonano 13 listopada 1947 roku w więzieniu przy ul. Montelupich przez rozstrzelanie.
WESOŁY I STANOWCZY
Ojciec był bardzo lubiany wśród młodzieży i współpracowników. Był bardzo wesoły ale i stanowczy – jeśli ktoś podpadł, wybaczył ale nigdy nie zapomniał.
Pod koniec okupacji ojciec ukrywał się koło Góry-Kalwarii – jeździłam tam z mamą a starsze siostry zostawały w domu, ja miałam 11 lat. Zawsze wspólnie chodziliśmy na grzyby i na długie spracery po lesie. Pamiętam, jak piłam z nim wodę z pobliskiego źródełka.
ZŁAPANY NA WSI
Nie było nikogo przy ojcu w momencie, w którym został złapany na wsi. Poźniej przez trzy tygodnie przesiadywali w naszym domu żołnierze i dwóch UB-ków. Czekali na kogoś, kto przyjdzie do ojca, którego już mieli. Niezależno od tego, kto akurat do nas przyszedł – czy to był domorkążca który malował portrety, a to kuzyna-żołnierza, którzy przyszedłze wschodu – każdego przesłuchiwali. Nikt nie mógł wtedy wychodzić z domu, ja również opuszczał lekcje w klasztornej szkole podstawowej.
MAMA BYŁA W CIĄŻY
W momencie arestowania mama była w zaawansowanej ciąży. Od tej sytuacji dostała boleści ale UB nie chciało jej zawieźć do lekarza ani do szpitala – po jakimś czasie wezwali swój samochód i samodzielnie ją tam przetransportowali. Nie wiem jak przedstawili mamę, ale wszyscy się jej bali i nie dostawała opieki. Dziecko zmarło po porodzie, chociaż lekarze wmawiali, że urodziło się martwe. Mama już nigdy nie wróciła do pełnego zdrowia. Przeżyła 5 lat.
TORTURY I PRZEŚLADOWANIA
Zaraz po tym, jak UB wyniosło się z naszego domu, aresztowana została nasza siostra. Przetrzymywano ją w więzieniu pół roku.
Ojciec prawdopodobnie był troturowany chociaż pisząc do nas grypsy – korespondecja była zakazana – nigdy o tym nie wspomniał. Zawsze pytał o nasze zdrowie i samopoczucie, był ciekawy czy czegoś nam brakuje i czy mamy spokój.
GŁOŚNY WYROK
Wyrok śmierci mojego ojca był bardzo głośny, mówili o tym w radiu i pisali w gazetach. Żona komendanta przyjechała z afryki a przecież nikt jej tego nie przekazał osobiście. Mamie nie dawaliśmy ostatnich gazet, o tym, że wyrok już zapadł. Jednak dopiero po 10 latach (w 1957 roku – red.) dowiedzieliśmy się, że ojcec faktycznie nie żyje.
Zawsze była nadzieja, że został wywieziony do obozu pracy bądź przebywa w innym miejscu, ponieważ wyrok nie musiał być wykonany od razu. Niektórzy czekali 21 dni (wymóg), inni pół roku, jeszcze inni 10 lat aż w końcu zdarzało się, że wyroki te w ogóle nie zostały wykonane. Nasz ojciec jednak został zabity.
OSKARŻONY O ZDRADĘ
W tamtych czasach wierność przysięgało się na rzecz Związku Radzieckiego. Rosyjski szef prokuratury wojskowej na Polskę, który bardzo dobrze znał język polski i uchodził za tzw. krwawego prokuratora, wnioskował o karę śmierci dla mojego ojca. To był Stanisław Zarako-Zarakowski. Wyrok wykonano 13 listopada 1947 roku w więzieniu przy ul. Montelupich przez rozstrzelanie.