Tomasz Sakiewicz w „Gazecie Polskiej”: Kupujcie popcorn, bo będzie się działo
Wyniki wyborów europejskich to ból głowy dla absolutnie wszystkich partii. Formacja będąca u władzy wygrała je o włos, ale przegrała, bo stworzyła alternatywę dla swoich rządów. Radość Donalda Tuska z pierwszych badań exit poll gasła w miarę ogłaszania kolejnych wyników z komisji wyborczych. Lęk, że może potwierdzić się sondaż zrobiony dla Telewizji Republika, gdzie PO miała niecały procent przewagi nad PiS, sprawiał, że rosła w nim panika. Dlaczego? Bo suma głosów oddanych na koalicję rządzącą nie dałaby mu w razie wyborów parlamentarnych władzy. PiS z Konfederacją zdobyłby więcej mandatów. Może się teraz okazać, że to jego koalicjanci, których skutecznie wyrżnął w tych wyborach, mają większy potencjał szantażu niż on. PSL zawsze może dogadać się z PiS-em. A z kim ma to zrobić Donald Tusk? Wpadł w tę samą pułapkę co Kaczyński rok temu.
Co gorsza, w PSL podnosi głowy rosnąca grupa polityków z Waldemarem Pawlakiem i Markiem Sawickim, która słusznie zresztą widzi, że więcej może ugrać, a może po prostu mniej stracić, na sojuszu z PiS. Kaczyński dzisiaj ma dla nich ofertę premiera i znacznej części rządu. Nie będzie łatwo to poskładać, bo jeszcze potrzebne byłoby wsparcie Konfederacji. Ale czy Konfederacja będzie chciała, głosując przeciwko kandydatowi PSL, utrzymać Tuska? To byłoby autentyczne samobójstwo.
W PSL trwa ostra debata, a na pewno rośnie frakcja niezadowolonych. Dzisiaj Kosiniak-Kamysz może tłumaczyć, że wprawdzie u Tuska jest trudno, ale jednak coś pewnego mają. Co będzie w razie zmiany frontu? Nikt tego do końca nie wie. Z kolei ludzie Pawlaka i Sawickiego mogą grać na rosnące niezadowolenie społeczne. Prawdziwe kłopoty dopiero przed nami. Gospodarka, a szczególnie finanse z niewiadomych przyczyn dostają zadyszki. Rząd nie spełnia już niemal żadnych obietnic wyborczych poza próbą zemsty na PiS, a to będzie działało coraz słabiej. Może wręcz na jakimś etapie pomóc partii Kaczyńskiego. Za kilka dni wchodzą gigantyczne podwyżki na energię, które uderzą w Polaków na jesieni. Rząd jest po prostu niezdarny i niedecyzyjny.
W Polsce zaczynają się pojawiać islamscy imigranci, którzy już stwarzają problemy, a ekipa Tuska wydaje w tej sprawie mętne komunikaty. To raczej jej popularności nie przysporzy. Ale PiS też ma ból głowy. Widać, że tam zajmują się wszystkim, tylko nie zwycięstwem. Jestem przekonany, że partia Kaczyńskiego mogła bez trudu wygrać, i to znacząco, te wybory. Trzeba było jednak skupić się bardziej na walce o zwycięstwo niż rozgrywkach wewnętrznych. Sama kampania też mogła być bardziej poskładana. „Pozytywne” kampanie prowadzi się lepiej wtedy, kiedy się rządzi. Jak się jest w opozycji, to powinno się krytykować. Pozytywny przekaz polega wtedy na jasnym proponowaniu lepszych rozwiązań. No i jeszcze trzeba umieć dotrzeć do ludzi. A z tym jest problem, kiedy największy „ośrodek dotarcia”, jakim bez wątpienia są Telewizja Republika i inne nasze media, traktowany jest jak polityczna konkurencja. Kto wpadł na ten pomysł? Domyślam się... Czasem po prostu ręce opadają.
Po tragedii smoleńskiej doszedłem do wniosku, że nie mogę traktować wszystkich partii tak samo. Po jednej stronie stali ci, którzy świadomie lub nie, ale jednak, pomogli zabić polskiego prezydenta i elitę naszego narodu, a po drugiej była formacja stanowiąca prawdziwy cel tej operacji. Trudno wypominać błędy jednym, gdy drudzy są po prostu zdrajcami.
Jednak widać wyraźnie, że nierozliczanie z błędów polityków, którzy są po „jasnej stronie mocy”, szkodzi im samym najbardziej. Pomijam to, że wielokrotne podawanie im ręki nie buduje przyjaźni, a przekonanie o słabości. Trzeba teraz wszystko sprowadzić na ziemię.