– Fakt, że ta kobieta miała wolę wykonania zabiegu przerwania ciąży, mógł wiązać się z różnymi konsekwencjami. Gdyby w Polsce zachowano standardy europejskie, to tego dziecka w ogóle by nie było, bo to była piąta próba zabiegu, jakim jest in vitro, a powinno się przerwać po trzeciej. Ci, którzy to zrobili, polecieli na kasę – mówił na antenie Telewizji Republika Tomasz Terlikowski.
Terlikowski odniósł się także do wywiadu opublikowanego na łamach „Rzeczpospolitej”, w którym Marcin Dubieniecki, adwokat kobiety, której prof. Chazan odmówił wykonania aborcji, powiedział, że żąda dla swojej klientki rekordowej sumy odszkodowania w wysokości 1 mln złotych. Dubieniecki w wywiadzie uznał także, że jego klientka ponosi teraz koszty w postaci silnej depresji, a lekarz jest po to, by pomóc pacjentom, a nie głosić swoje przekonania. W wywiadzie zasugerował również, że dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny powinien zatrudnić się klasztorze.
"Z rozumowania Dubienieckiego wynika, że możemy go zabić"
– To jakaś paranoja – mówił Terlikowski. – Ciekawe, czy pan Dubieniecki wie o czymś takim, jak zespół poaborcyjny. Gdyby wtedy usunęła to dziecko, to konsekwencje byłyby większe – przekonywał publicysta. – Rozumiem, że od teraz prof. Chazan powinien się kierować sumieniem Dubienieckiego – dodał.
– Oczywiście, z medycznego punktu widzenia chłopiec mógł nie przeżyć. Teraz proste doświadczenie – czy pan Dubieniecki będzie żył wiecznie? Czy jeśli nie przeżyje 120 lat, to wynika z tego, że możemy go zabić? Nie wynika, to analogiczna sytuacja – wyjaśnił Terlikowski.
Prawo do wyboru liczby dzieci i "płody pourodzeniowe"
Terlikowski odwołał się również do dokumentu, w którym środowiska feministyczne przekonują, że ogromnym problemem kobiet jest to, że ich prawo do aborcji jest tłumione przez prawo do klauzuli sumienia. Dokument zawiera też regulacje dotyczące prawa do wyboru liczby dzieci.
– Dajmy na to, że ktoś po trzecim dziecku stwierdził, że go nie chce. Można wtedy nazwać to dziecko „płodem pourodzeniowym” i wykonać na nim prawo reprodukcyjne w ramach regulacji liczby dzieci. Prosta piłka – komentował spraawę Terlikowski.
– Wtedy idzie taka matka do lekarza i mówi: „Tu ma pan siekierę, a jak nie do bańka” – skomentował Terlikowski, odnosząc się do odszkodowania, którego domaga się adwokat kobiety. – Lekarz odpowie: „Tu mamy takie poszerzone zlewozmywaki, żeby spuścić dziecko” – dodał, zaznaczając, że dzieci, na których dokonało się aborcji nie są chowane.
Najpierw in vitro, potem aborcja
Publicysta skomentował także mem z internetu, który przedstawiał dwie lesbijki mówiące, że szczytem inicjacji w ruch feminazistowski jest zrobić sobie in vitro, a potem aborcję.
– To taka pełnia ruchu lesbijsko-feministycznego i nic już więcej nie trzeba. Dla normalnego człowieka to kompletna bzdura. Dojdzie do tego, że będą sprawdzać, czy to chłopiec, a jeśli okaże się, że tak, to zabiją w ramach swoich przekonań – uznał. – Arłukowicz by powiedział, że musimy zostawić ludziom wolność, a lekarz jest od wykonywania poleceń – skwitował Terlikowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Będzie pozew przeciwko szpitalowi im. Św. Rodziny