- Wiele razy mówiono o mnie, jako o komuniście – powiedział w kolejnym wywiadzie dla włoskiego, komunizującego dziennika „La Reppublica” Franciszek. - A moja odpowiedź jest zawsze taka, że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie – dodał papież.
Pierwszym odruchem, gdy słyszy się takie słowa, jest ostry protest. Warto bowiem o razu zadać pytanie, którzy to komuniści są jak chrześcijanie? Czy chodzi o Marksa i Engelsa? O Lenina i Stalina? Pol Pota czy Mao Tse Tunga? A może „tylko” o Dzierżyńskiego, Jagodę, Fidela Castro i Bieruta czy Gomułkę? W Polsce, podobnie jak w większości krajów Europy Środkowej (ale także niemałej części Azji), które doświadczyły komunizmu realnego, a nie tego z książek, teza o tym, że komuniści myślą jak chrześcijanie, jest absolutnie nie do zaakceptowania. Ktoś, kto formułuje tego rodzaju opinie, nie może mieć najmniejszego pojęcia o tym, czy był realny, a nie książkowy komunizm.
I niestety wiele wskazuje na to, że Ojciec święty jest taką właśnie osobą. Dla niego, jako dla Latynosa, komunizm jest tylko ideą sprzeciwu wobec skrajnie niesprawiedliwego świata, jaki stworzono – nie bez wpływu agresywnej i niekiedy imperialnej polityki Stanów Zjednoczonych, a także ludzi podających się często za katolików – w Ameryce Łacińskiej. Tam marksizm, komunizm stał się odpowiedzią na skrajną niesprawiedliwość neoliberalizmu, agresywnego kapitalizmu i zglobalizowanego egoizmu. I tak, najwyraźniej, postrzega go również papież Franciszek, dla którego nie ma on oblicza morderców chrześcijan, ale idealistów. Inna sprawa, że i w Ameryce Łacińskiej owi idealiści łatwo zmieniali się w bezlitosnych morderców, by przypomnieć tylko ikonę wszelkich lewicowców Che Guevarę.
Warto jednak wejść głębiej w wypowiedź Ojca Świętego, i nie pozostawać tylko na pierwszym, odruchowym jej odrzuceniu. Co papież rozumie przez elementy wspólne komunizmu i chrześcijaństwa? „Chrystus mówił o społeczeństwie, w którym to ubodzy, słabi, wykluczeni mają decydować. Nie demagodzy, nie nicponie, ale lud, biedni, którzy mają wiarę w Boga” - podkreślał papież i podkreślał, że ruchy ludowe powinny wejść do polityki. „Nie do politykierstwa, szarpaniny o władzę, (świata) egoizmu, demagogii, pieniędzy, ale do polityki wzniosłej, twórczej, z wielkimi wizjami, o jakiej pisze Arystoteles – powiedział papież. Co wynika z tych słów? Po pierwsze ideowe źródła samego papieża, którymi jest populistyczne myślenie peronistów argentyńskich. Nieustanne powracanie do ludu i ruchów ludowych, które mają być rzekomo lekarstwem na całe zło polityki, to pozostałość młodzieńczego zaangażowania w młodzieżówkę pernistowską. Nie bez znaczenia dla tego myślenia jest także latynoskie, właściwe pewnej części Kościoła w Ameryce łacińskiej postrzeganie komunizmu, jako ruchu szczerych, choć czasem zwiedzonych idealistów. Tego rodzaju myślenie jest oczywiście nie do zaakceptowania dla kogoś, kto doświadczył komunizmu. Warto jednak sobie uświadomić, że akurat ten element nauczania papieskiego nie jest dla nikogo obowiązujący. To element doświadczenia osobistego papieża, a nie Magisterium.
Jeśli jednak warto się nad czymś skupić to raczej nad uwagami na temat koniecznego skupienia na wykluczonych i ubogich czy mocnym wezwaniem do sprawiedliwości. Te elementy, także osobistego doświadczenia papieża Franciszka, przypominają, że zasada sprawiedliwości pozostaje – od czasów Leona XIII – istotnym elementem katolickiej nauki społecznej. Uznanie praw osób ubogich, pomoc im – nazywana „preferencyjną opcją na rzecz ubogich” także mocno wpisana jest w tradycję Kościoła. Odejście od tych zasad, opowiedzenie się Kościoła tylko po stronie możnych jest herezją, która umożliwia i ułatwia szerzenie się komunizmu czy lewicowych populizmów. Mikołaj Bierdiajew czy Sergiusz Bułgakow, gdy rodził się bolszewicki komunizm, wprost twierdzili, że marksizm pod pewnymi względami pozostaje herezją chrześcijaństwa, bowiem przesadnie, a czasem wręcz fałszywie akcentuje elementy prawdy, które zostały zarzucone przez Kościół. Papież mówiąc to, co mówi o komunizmie, chce nam chyba to właśnie uświadomić. Chrześcijanie muszą angażować się w walce o życie, ale także o sprawiedliwość. Muszą z jednej strony bronić nienarodzonych, ale z drugiej pamiętać także o tych, którzy już się narodzili i na przykład uciekają przez prześladowaniami czy biedą. I wreszcie powinni unikać wszelkiego bałwochwalstwa, także bałwochwalstwa pieniądza czy sukcesu, o czym akurat w tym wywiadzie papież powiedział bardzo mocno. „Pieniądz jest nieprzyjacielem narodów, również imigrantów i uchodźców. Ale są też biedni w bogatych krajach, którzy obawiają się przyjęcia ludzi takich jak oni sami, pochodzących z ubogich państw” - zauważył Franciszek. „To nikczemne koło, które musi zostać przerwane” - dodał papież.
A na koniec, żeby nie skupiać się jedynie na elementach społecznych, warto wskazać na słowa z tego wywiadu, które dla chrześcijan są absolutnie bezdyskusyjne. „Na świecie jest obecnie około 2,5 miliarda chrześcijan. Czy trzeba było broni i wojen? Nie. Męczenników? Owszem, i to wielu – podkreślił papież, wskazując także, że on sam nie ma w Kościele przeciwników, bowiem jednoczy nas wiarą. Są natomiast ludzie, którzy spoglądają na rzeczywistość inaczej. I te dwie wypowiedzi także powinny z tego wywiadu pozostać.