Czy można gwałcić i molestować kobiety i nie ponosić za to żadnej kary? A może można za gwałt doczekać się podziękowań i nawet dostać kwiatek? Tak, pod warunkiem, że jest się uchodźcą.
Sylwestrową noc nie tylko mieszkanki Kolonii, ale także innych niemieckich, austriackich czy szwajcarskich miast zapamiętają na długo. Tej jednej nocy setki kobiet doświadczyły czegoś obrzydliwego. W celach seksualnych zostały napadnięte przez hordy młodych śniadych mężczyzn. Nie, nie mieli oni pokojowych zamiarów. Postanowili dać upust swoim chuciom, a przy okazji upokorzyć Europejki. Bo jak inaczej wytłumaczyć ich zachowanie. Przecież zaczepiali te kobiety w określonym celu, bynajmniej nie po to, by porozmawiać o pogodzie (Złapali moją partnerkę i jej 15-letnią córkę za piersi i obmacywali (…) Próbowali nas przytulać, całować – a to tylko przykładowe relacje z nocy sylwestrowej 2015/2016). Media sprawę próbowały ukryć (co już jest ogromnym skandalem), feministki bagatelizowały całe zdarzenie (zamiast murem stanąć za ofiarami). Bo gwałcicielami okazali się uchodźcy. Gdyby to byli jacykolwiek inni mężczyźni, larum podniosłoby się straszne, a kobiety dotąd by protestowały przed komisariatami czy sądami, aż mężczyźni ci zostaliby skazani na słuszną karę. Wszak gwałt to przestępstwo.
Wydawało by się, że tak ogromna skala tego zjawiska powinna skłonić do refleksji. Jeszcze raz, właśnie w świetle tych wydarzeń, należałoby postawić bardzo wyraźne pytanie o politykę imigracyjną i o to, czy państwo jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom. Przykład Kolonii wyraźnie pokazuje, że na ulicach własnych miast czuć się bezpiecznie nie można, bo rządzić na tych ulicach zaczynają przybysze z krajów muzułmańskich, zwani dla niepoznaki uchodźcami czy imigrantami. I naprawdę nie ma tu nic do rzeczy miłosierdzie dla imigrantów, tak wypominana środowiskom prawicowym miłość bliźniego, ani żadna tolerancja. Skoro ktoś podnosi rękę na tych, którzy wpuszczają go do swojego domu, udzielają gościny, skoro łamie fundamentalne zasady społecznego współżycia, to powinien natychmiast zostać odesłany tam, skąd przybył. W imię jednak politycznej poprawności władze czy media obchodzą się z napastującymi kobiety przybyszami jak z jajkiem.
Narracja, która płynie ze strony środowisk lewicowych, paradoksalnie walczących z wszelką przemocą, a już seksualną w ogóle, jest co najmniej zaskakująca, jeśli nie powiedzieć, że kuriozalna i niebezpieczna. Okazuje się, że ci, którzy dopuścili się gwałtów na ulicach europejskich miast, to de facto „gwałciciele lepszego sortu”. Im można wybaczyć, ich zachowanie można, a nawet trzeba zrozumieć. Zresztą po co od razu używać słowa „gwałciciele”. Lewicowa publicystka Kinga Dunin już ich dawno rozgrzeszyła: „tam, gdzie jest dużo wyrwanych z naturalnego środowiska, sfrustrowanych mężczyzn, takie rzeczy mogą się zdarzyć”. Więc o co chodzi? Frustracja, niepewność jutra, brak perspektyw, obce miejsce – to wszystko wszak okoliczności łagodzące. Feministki tak bardzo uwierzyły w politycznie poprawny przekaz każący w uchodźcach widzieć biednych sfrustrowanych mężczyzn, że nawet gwałt są im w stanie wybaczyć. I teraz dwoją się i troją, żeby broń Boże gwałty nie rzutowały na postrzeganie uchodźców. Jako pierwsza doskonale w tę narrację wpisała się burmistrz Kolonii Henriette Reker (tak, tak, kobieta), która winą za zajścia obarczyła… kobiety. One zapewne prowokowały, więc powinny dostać wytyczne, jak mają się zachowywać wobec przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Z kolei mieszkanki Kolonii postanowiły wyciągnąć rękę do uchodźców. Na znak zgody wręczały im róże. Kwiaty te miały być wyrazem sprzeciwu wobec ksenofobii, a sam gest miał przekonywać, że te setki, jeśli nie tysiące przypadków molestowania nie powinny być powodem niechęci wobec imigrantów.
Nieprawdopodobne dla mnie jest to, że środowiska, które doszukują się najmniejszych przejawów gwałtu choćby w rodzinie, skonfrontowane z rzeczywistością, tak wywracają kota ogonem. Usprawiedliwiają i rozgrzeszają molestujących mężczyzn, a winą obarczaj kobiety. Przecież to ani chybi narracja, z którą same walczą. To przecież te środowiska jak mantrę powtarzają, że „nie znaczy nie”. No chyba że to „nie” adresowane do napastujących imigrantów znaczy już co innego. Mam wrażenie, że wszyscy usprawiedliwiający sylwestrowe akcje sami gdzieś się w swojej retoryce zagalopowali i brną w kłamstwa. Tyle że rzeczywistości zakłamać się nie da. Fakty są jakieś i na ich podstawie należy wyciągać wnioski, a nie na podstawie lewackiej nowomowy, która stosując retoryczne sztuczki, próbuje nieudolnie przekonywać, że moletowanie seksualne jest OK. Bo nie jest OK, nawet w wykonaniu uchodźców.