Feministki ogarnęła mania prześladowcza. Ponoć do ich łóżek zagląda sam prezes PiS. Jeśli tak jest, to ciekawy przypadek trafił się polskiej psychiatrii.
Feministki się skrzyknęły i ruszyły pod dom Jarosława Kaczyńskiego. Cóż za poświęcenie. W końcu czwartkowy wieczór można spędzić w bardziej sympatycznym miejscu niż na ulicy. Do tego pogoda nie rozpieszcza, zimno i wieje, łatwo się przeziębić. Frekwencja? Media podają około 500 osób. Biorąc pod uwagę liczbę mediów przed domem Jarosława Kaczyńskiego, spodziewano się znacznie większej liczby protestujących. Cóż tym razem nie wyszło. Siostry wolały zostać w domu. Jak zwykle przy takich okazjach panie postanowiły wykazać się twórczością i błysnąć inteligencją, tyle że wyszło jak zwykle. Wulgarnie i żenująco. Bo i żenujący jest cały ten protest.
Żenujący jest z kilku powodów. Po pierwsze, ja się już pogubiłam przeciwko czemu panie tak bardzo protestują. Projekt chroniący życie, który tak bardzo je rozhisteryzował, zjadły sejmowe niszczarki. Projektu nie ma. Wydawałoby się, że i powód protestów zniknął. Ale nie zniknął, bo paniom ciągle mało. Panie nabrały wiatru w żagle i używając coraz to bardziej wymyślnych metod, walczą o... legalizację aborcji. Jak widać, gotowe są nawet naruszyć mir domowy, by osiągnąć swój cel. One protestują, bo ogarnęła je aborcyjna rządzą. Zabijać, zabijać i jeszcze raz zabijać. I to ma być ten raj dla kobiet.
Po drugie, ponoć organizatorki protestu wręcz rozsierdziło jedno zdanie z całego wywiadu, jaki Jarosław Kaczyński udzielił Polskiej Agencji Prasowej. A brzmiało ono: „Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię”. Próbuję się czegoś zdrożnego w tym zdaniu dopatrzeć i nie potrafię. Jarosław Kaczyński mówi o bardzo konkretnym rozwiązaniu, które – niewątpliwie trudne – z szacunkiem i godnością traktuje chore dziecko. Nie jak odpad medyczny, tylko jak człowieka, któremu należy jest choćby godny pochówek. Poród chorego dziecka jest niewątpliwie traumą, ale jeszcze większą traumą jest jego abortowanie, które w przypadku wad genetycznych także... jest porodem (aborcja w 22., 23. tygodniu to tak naprawdę wywołanie porodu). Tyle że to dziecko abortowane na żadną pomoc liczyć nie może. Jeśli przeżyje poród, udusi się. To drugie może odejść w ramionach swoich rodziców. Czy protestujące panie chcą również taką możliwość tym rodzicom odebrać? Czy naprawdę nie potrafią w tym dziecku, śmiertelnie chorym, dostrzec człowieka? Czy tak bardzo pałają rządzą zabijania dzieci, że nie trafiają do nich racjonalne argumenty. Choćby ten, że serce dziecka zaczyna bić – to najnowsze odkrycie naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego – 16 dni po zapłodnieniu.
Po trzecie, rzucacie panie swoje hasła, ale nie zwracacie uwagi na to, że nie słuchają ich tylko zagorzałe zwolenniczki aborcji. Wasze hasła trafiają także do uszu tych, których – waszym zdaniem – na świecie być nie powinno. Trafiają do kobiet z zespołem Turnera, trafiają do ludzi z rozszczepem kręgosłupa, trafiają do ludzi z chorobami genetycznymi, które dają zielone światło do aborcji. A oni żyją i każdego dnia od was się dowiadują, że być ich nie powinno, bo są jedynie źródłem cierpienia dla swoich rodziców. Choć są ich dumą i radością. W swojej żądzy krwi nie potraficie dostrzec, że prawo do życia nie przysługuje tylko silnym o zdrowym, ale też tym mniej silnym i mniej zdrowym, a w końcu chorym. Świetne jesteście w szantażu moralnym, opracowałyście to do perfekcji. Świetnie manipulujecie, tylko szkoda, że przy okazji, same walcząc z dyskryminacją i wykluczeniem, dyskryminujecie i wykluczacie ludzi, bo nie spełniają kryteriów dających prawo do życia. Zanim następnym razem wzniesiecie swoje hasła, także i o tym pomyślcie.
O ile jeszcze jesteście w stanie racjonalnie myśleć, bo mam wrażenie, że ta umiejętność jest sporej części z was obca. Robić protesty przeciwko wyimaginowanym problemom, jak ten, że wam prezes PiS pod kołdrę zagląda, to już nawet śmieszne nie jest. To jakaś paranoja, nad którą z troską powinni pochylić się specjaliści. W końcu to – jakby nie patrzeć - ciekawy przypadek kliniczny.