Tego inaczej nie da się określić, jak kamienowanie. Profesor Chazan w ostatnich dniach stał się celem medialnej nagonki, którą ochoczą podjęły mainstremowe media.
20 września. Już wiadomo, że za dwa dni Sejm zajmie się obywatelskim projektem ustawy na temat pełnej ochrony życia. Zaczyna się medialne szaleństwo. Z jednej strony tzw. „czarny protest”, z drugiej paszkwilanckie teksty na temat jednej z najważniejszych postaci polskiego ruchu pro-life, prof. Bohdana Chazana. Zaczyna się od postu na portalu społecznościowym dziennikarki Anki Grzybowskiej. Post utrzymany jest w stylistyce dobrze już znanej z proaborcyjnych marszów. Pani w słowach raczej nie przebiera: „Dyrektorem Szpitala na Madalińskiego był 12 lat temu niejaki Chazan. Profesor. Nie trawiłam suk****na”. I się zaczęło. Co prawda w tym przypadku nie o aborcję poszło, a o cesarskie cięcie, niemniej każdy pretekst jest dobry, żeby zniszczyć wroga. Bo że profesor Chazan dla zwolenników aborcji to wróg numer jeden wiadomo nie od dziś.
Profesor Chazan nigdy nie ukrywał swoich poglądów, ani swojego stosunku do obrony życia. I wiadomo też było, że w szpitalach, którymi kierował, aborcja nie była wykonywana. Tak było w Instytucie Matki i Dziecka, z którego prof. został zwolniony po tym, jak w wywiadzie prasowym o tym powiedział. Tak było też w szpitalu na Madalińskiego, z którego został zwolniony za brak zgody na aborcję. Już wtedy ruszył atak, do którego chętnie przyłączył się ochoczo choćby prof. Romuald Dębski. Wydawałoby się, że aborcjoniści swego dopięli. Profesor szpitalem Świętej Rodziny już nie kieruje, a w placówce odbywają się aborcje. Ale nie, to za mało. Ktoś postanowił profesora zniszczyć.
Wystarczyła jedna historia, by ruszyła lawina pomówień. Od dwóch dni media publikują otrzymane od dziennikarki historie dotyczące tego, jak kilka, czy kilkanaście lat temu pacjentki zostały źle potraktowane przez Profesora. Nagle wszyscy sobie przypomnieli, jaką krzywdę im wyrządził prof. Chazan, bo nie zgodził się na aborcję, albo tak „namieszał” matce w głowie, że ta wolała dziecko urodzić, niż ratować własne życie (takie historie publikują agorowe media). Dzieje się coś niesamowitego. Dziennikarki (bo to zazwyczaj kobiety piszą te teksty) ferują wyroki. „Człowiek (to o prof. Chazanie - MT), który prawu się nie kłaniał i stawiał ponad nim swoje dość świeżo nabyte sumienie, pozwalające mu torturować kobietę i dziecko, które i tak nie mogło przeżyć ani nikomu się poskarżyć” - pisze Kinga Dunin na stronach „Krytyki Politycznej”. „Potrzebujemy wiedzy o lekarzach, takich jak Chazan. Gdyby w medycynie działało prawo rynku, już dawno byliby bezrobotni” - wtóruje jej portal Mamdu.pl. Czy to jakaś masowa akcja odzyskiwania pamięci? Do lipca 2014 roku na temat Profesora była cisza, jeśli media pisały o nim, to w kontekście sukcesu, jakim była modernizacja i rozbudowa warszawskiej porodówki, którą kierował. Porodówki, jednej z lepszych w Warszawie, na której rocznie na świat przychodziło nawet pięć tysięcy dzieci. I nie wątpię, że wśród rodzących były kobiety, które się zawiodły, które może usłyszały o jedno słowo za dużo, które poczuły się urażone. Mnie nie przeszkadza, że lekarz jest katolikiem, przeszkadza mi natomiast, kiedy jest chamski i nie szanuje kobiet, z którymi rozmawia. Może o takich napiszecie, z imienia i nazwiska.
Jako, że jest spora szansa, że ludzkie życie będzie lepiej chronione, obudziły się demony. Pod hasłem obiektywnego dziennikarstwa znalazły sobie ofiarnego kozła i szczują przeciwko niemu. Te tak szczycące się „obiektywizmem” media nawet nie próbują wysłuchać drugiej strony. Do głosu nie dopuszczają obrońców Profesora, jego pacjentek. Przez te wszystkie lata jego pracy to grono jest naprawdę liczne. Ale po co? Media już wiedzą, już wydały wyrok, już oczerniły. Bez wysłuchania drugiej strony,m bez szansy obrony dla pomówionego. To takie nowe standardy. Dawniej od pomówień był magiel, dziś tym maglem stał się internet. Dawniej plotkowały bazarowe przekupy, dziś z plotek żyją media. A że przy tym kogoś krzywdzą? A w du… to mają, bo już dawno zapomniały, co to przyzwoitość.
Małgorzata Terlikowska