Kierowca stracił kontrolę nad samochodem na łuku krętej drogi, auto zdemolowało przydrożne barierki. Dachujący pojazd zatrzymał się na boku tuż przed figurą Matki Boskiej. Mieszkańcy miejscowości, w której doszło do wypadku, twierdzą, że to dzięki opatrzności Bożej nie doszło do masakry pieszych. Gdyby nie opóźnienie mszy świętej o kilka minut, chodnikiem szedłby tłum.
Do groźnie wyglądającego wypadku doszło w niedzielne przedpołudnie w Michalczowej koło Nowego Sącza. Kierowca osobowego audi stracił panowanie nad samochodem, wypadł z drogi i z impetem uderzył w barierki oddzielające chodnik od jezdni. Płoty z biało-czerwonych rur zostały na odcinku kilkudziesięciu metrów wyłamane.
Samochód zatrzymał się tuż przed murowaną kapliczką.
- Nawet nie chcę myśleć, jak to się mogło skończyć. Gdyby nie to, że dzisiaj msza się niespodziewanie przedłużyła. Tym chodnikiem pełno ludzi zawsze wraca z kościoła. Przecież tu byłaby prawdziwa masakra - powiedziała serwisowi sadeczanin.info mieszkanka Michalczowej.
Informację potwierdził ksiądz z miejscowego kościoła, który przyznał, że msza faktycznie była tego dnia dłuższa niż zazwyczaj. - Mieliśmy chrzest dziecka i nieco dłuższe ogłoszenia parafialne - wyjaśnił ksiądz.
- Trudno tłumaczyć Pana Boga, ale dziś jest Święto Bożego Miłosierdzia i Pan Bóg pokazuje, że troszczy się o nasze życie. W sposób szczególny o tych, którzy mu zawierzą i pokładają w nim ufność - dodał kapłan.