Walka o 11-miesięcznego Szymona dobiegła końca. Przebywający od stycznia br. w warszawskim szpitalu przy ul. Niekłańskiej chłopiec został odłączony od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Decyzję podjęto na zwołanym w poniedziałek konsylium. – Taka informacja jest dramatyczna, wzbudza wiele skrajnych emocji u rodziców, ale też u lekarzy. Nie jest łatwo podjąć decyzję: "kończymy życie" – mówi nam etyk Małgorzata Terlikowska.
Szymon przebywał w szpitalu przy ul. Niekłańskiej od stycznia z nieodwracalnym uszkodzeniem centralnego układu nerwowego. We wtorek pracownicy Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie poinformowali o śmierci 11-miesięcznego dziecka. Ostateczny komunikat opublikowano również na utworzonym wcześniej profilu na Facebooku "Szymonkuwalcz.Oficjalna strona".
Nie jest łatwo podjąć decyzję: "kończymy życie"
O komentarz w sprawie poprosiliśmy Małgorzatę Terlikowską. Na pytanie o analogię sytuacji 11-miesięcznego Szymona oraz Alfiego Evansa odpowiada, że "ten przypadek był zgoła inny". – Tutaj zdiagnozowano śmierć pnia mózgu. To kryterium przyjęte w medycynie, nawet jeśli są bioetycy czy lekarze je kwestionujący, orzekające o śmierci. W takim przypadku lekarz ma prawo odłączyć aparaturę medyczną – tłumaczy etyk.
– Informacja jest dramatyczna, wzbudza wiele skrajnych emocji u rodziców, ale też u lekarzy. Nie jest łatwo podjąć decyzję: "kończymy życie". Na konsylium obecni byli specjaliści, doświadczeni lekarze oraz rzecznik praw dziecka, który nie miał wątpliwości co do tej decyzji… W etyce występuje też kategoria "uporczywa terapia”, która także jest złem – podkreśla Terlikowska.
– Zachowajmy spokój, dajmy szansę na wyjaśnienie pewnych sytuacji. Rodzice są w szoku, stracili swoje dziecko. Niech emocje opadną, a merytoryczne osoby prześledzą całość procesu w poszukiwaniu ewentualnych uchybień, niedopełnionych procedur – apeluje etyk w rozmowie z naszym portalem.
CZYTAJ WIĘCEJ: Dramat! Mały Szymonek właśnie zmarł!
Publicystka podkreśla również, że "wielu rzeczy w sprawie nie wiemy". Dodaje, że "lekarzy obowiązuje tajemnica lekarska". – Nie wiemy co temu chłopcu było, co spowodowało jego śmierć. Jeśli rodzice zdecydują się na drogę sądową, wówczas sąd może zwolnić lekarza z tej tajemnicy. Taka droga daje więcej instrumentów do prześledzenia sprawy. Obecnie wiemy bardzo niewiele – wskazuje Terlikowska.
– Składam rodzicom ogromne kondolencje. Strata swojego dziecka to niewyobrażalny ból. Proszę tym samym, by go uszanować i nie wykorzystywać sytuacji do rozgrywania postronnych interesów – podsumowuje.
Rzecznik Praw Dziecka: składam kondolencje rodzicom Szymona; wszyscy liczyliśmy na cud
RPD Mikołaj Pawlak podziękował "wszystkim zaangażowanym w sprawę lekarzom, specjalistom". – W tym bardzo profesjonalnym gronie widać było empatię i ogromne emocje. Myślę, że dotąd niespotykane, bo tego typu sprawa jest precedensowa w Polsce – mówił rzecznik.
Dodał, że brał udział w konsylium lekarzy. – To, że zostałem zaproszony na konsylium nie jest praktyką powszechną, natomiast jako prawnik i RPD byłem od tego, żeby stać na straży prawa dziecka do życia i do zdrowia – mówił.
– To, że Szymon zmarł to bardzo trudna wiadomość, bo my wszyscy, profesjonaliści, profesorowie, koordynatorzy krajowi, wszyscy liczyliśmy na cud i cen cud się, jak widać, nie zdarzył. Nie zawsze się zdarza – tłumaczył rzecznik.
Kondolencje od pracowników szpitala
"W związku ze śmiercią pacjenta naszego szpitala Szymona wszyscy lekarze, pielęgniarki i pracownicy Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza składają Rodzinie Pacjenta wyrazy współczucia i szczere kondolencje" – napisano we wtorkowym komunikacie szpitala.
Zaznaczono, że w trakcie hospitalizacji odbyły się "kilkakrotnie konsylia lekarskie, wynikiem czego ustalono przyczynę choroby dziecka". "Na każde z konsyliów Rodzice mogli zaprosić wybranych lekarzy specjalistów. W pierwszym przypadku nie skorzystali z tego prawa. W kolejnych konsyliach wziął udział lekarz rekomendowany przez Rodzinę. O wynikach konsyliów Rodzice zostali drobiazgowo poinformowani, o czym świadczą ich podpisy" – czytamy w piśmie.