Klimat się zmienia. Dodatnie temperatury biją kolejne rekordy, a zimy stają się łagodne. Wszystko to sprawia, że w Polsce dla takich owadów jak szarańcza, wędrowna nastają lepsze czasy.
Szarańcza szarańczy nierówna. Ta najbardziej żarłoczna i kojarzona z licznymi plagami, które znamy z kart Biblii, ksiąg historycznych, ale także opisów współczesnych, w naszym kraju nie występuje. Szarańcza pustynna, bo o niej mowa, jest owadem, który żyje w pasie od zachodniej Afryki aż do Indii. Na co dzień prowadzi samotniczy tryb życia.
To się jednak zmienia, gdy rozpoczyna się pora deszczowa. Wtedy owady te zbierają się w ogromne grupy, by wędrować za pożywieniem, i zjadają wszystkie rośliny, które są w okresie wegetacyjnym. Ich ofiarą staje się wszystko, co zielone.
Rekordowe stada liczą nawet 50 mld tych owadów. W fazie intensywnego żerowania potrafią one zjeść tyle, ile same ważą (ok. 2 g). Grupy te są też niespodziewanie mobilne, potrafią pokonywać ogromne dystanse i trudno je zatrzymać.
W tym roku z problemem tym musi się mierzyć Kirgistan – owady zajęły tam 1 proc. powierzchni (136 tys. 479 ha) kraju. Jeszcze większa była plaga szarańczy pustynnej w 2004 r., która rozpoczęła się jednocześnie w Mauretanii, Mali, Nigrze i Sudanie. Stamtąd szarańcze ruszyły w każdym kierunku, powodując straty w uprawach wycenione na 2,5 mld dol. Pojawiły się w 20 krajach, docierając do Izraela, Portugalii, a nawet na Wyspy Zielnego Przylądka.