Najwyższa Izba Kontroli sporządziła raport dotyczący dopuszczania do obrotu suplementów diety. Choć rynek suplementów w Polsce jest niezwykle dynamiczny, to jednak NIK wykazuje, że nie wiemy, co spożywamy pod ich postacią, ponieważ wprowadzanie ich do obrotu jest poza skuteczną kontrolą. Obok rzetelnych preparatów można było znaleźć np. suplementy zawierające bakterie chorobotwórcze.
Co to jest suplement diety?
W roku 2016 w rejestr GIS wpisanych było 7398 preparatów oznaczonych jako suplementy diety. W 2007 r. było ich jedynie 1461. Rynek tego rodzaju preparatów zwiększa się i w minionym roku był szacowany na ok. 3,7 mld złotych, a już w bieżącym może wynieść ponad 4 mld. Problem jednak zaczyna pojawiać się przy określeniu, czym są suplementy diety.
Mniej więcej co czwarty Polak w 2014 r. potrafił trafnie zdefiniować, czym są suplementy diety i stwierdzić, że są to dodatki, uzupełnienie diety. Część uznawała suplementy za witaminy, a ponad 40% badanych przypisało im właściwości lecznicze. Suplement diety to nie jest produkt leczniczy. Uznawany jest według prawa za żywność zdefiniowaną jako środek spożywczy, którego celem powinno być uzupełnienie normalnej diety.
Kto może wprowadzić je na rynek?
Suplementy diety wprowadzić na rynek może każdy, deklarując skład organom sanitarnym w drodze tzw. notyfikacji. Teoretycznie istnieje możliwość zbadania każdej substancji trafiającej na rynek, jednak w praktyce, przy wzrastającej skali rynku, jest to dla Inspekcji Sanitarnej niemożliwe. W GIS rozpatrywaniem powiadomień o wprowadzanych produktach zajmuje się siedem osób, które mają również inne zadania, a nowych suplementów diety pojawia się na rynku mniej więcej 30 dziennie. Z uwagi na ten fakt, NIK uważa, że w Polsce możemy być szczególnie narażeni na nieuczciwe praktyki rynkowe.
Co można w nich znaleźć?
Dla potrzeb raportu NIK zarządzono przeprowadzanie badań na losowych próbkach suplementów diety. Okazało się, że w 4 na 11 próbek z grupy probiotyków znaleziono niewykazane w składzie drobnoustroje, a także niższą zawartość bakterii probiotycznych. W jednej próbce znaleziono nawet obecność bakterii kałowych, które mogą powodować zagrożenie zdrowia lub życia konsumentów. Do początku lutego udało się wycofać z obrotu tylko 10% wszystkich opakowań suplementu z obecnymi bakteriami kałowymi. Sprawą zajęła się także prokuratura.
Okazuje się, że w suplementach probiotycznych zaobserwowano gwałtowne spadki liczby żywych bakterii probiotycznych wraz z upływem czasu w okresie przydatności do spożycia. Ponadto, jeden z takich suplementów zakażony był grzybami. W części suplementów określanych jako „spalacze tłuszczu” znajdowane były substancje psychoaktywne niebezpieczne dla ludzi.
W konkluzji raportu NIK ocenił, że rynek suplementów diety jest w Polsce obszarem wysokiego ryzyka zdrowotnego, niedostatecznie zdiagnozowanego przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo żywnościowe. Zalecił konieczność nowej prawnej regulacji dopuszczania do obrotu suplementów diety i prowadzenia przez Ministerstwo Zdrowia działań edukacyjno-informacyjnych w zakresie stosowania suplementów. Nie brakuje oczywiście rzetelnie wyprodukowanych preparatów, jednak należy przede wszystkim wzmóc swoją czujność przy zakupie suplementów diety.