– Niewielu zostało antysystemowych dziennikarzy, których Stonoga by nie opluł. Jednocześnie współpracował z najbardziej systemowym adwokatem, jakim jest Roman Giertych – mówi Wojciech Sumliński w rozmowie z Jakubem Jałowiczorem z Fronda.pl.
Dziennikarz dopytywał Wojciecha Sumlińskiego o umieszczone w sieci nagranie, na którym widać, jak Zbigniew Stonoga zakłóca jego spotkanie autorskie.
"We czwartek miałem spotkanie w kościele w Wołominie. Pan Stonoga przyszedł i stanął z tyłu. Nagle mi przerwał, mówiąc, że rozpowszechniam o nim jakieś informacje. Obok niego stał człowiek, który wszystko rejestrował. Powiedziałem mu, żeby nie robił w tym miejscu swojego show. Parę osób zareagowało nerwowo, on się wycofał. Potem w internecie zobaczyłem wypowiedź pana Stonogi, gdzie mnie nazywa„s-synem”, a dziennikarzy Dorotę Kanię i Michała Rachonia „bydlakami”. Jeśli pan Stonoga nauczy się nie tylko sztuki autokreacji od Piotra Tymochowicza, ale i podstawowych zasad kultury, to nie wykluczam, że siądę z nim do rozmowy, bo na pewno byłoby o czym rozmawiać. Ten pan zasługuje na to, żeby go pokazać takim, jakim jest. Stonoga groził też, że mnie i innych dziennikarzy będzie niszczył. Ciekawe, że niewielu zostało antysystemowych dziennikarzy, których on by nie opluł. Jednocześnie współpracował z najbardziej systemowym adwokatem, jakim jest Roman Giertych. I ma czelność występować – operując przy tym bandyckim językiem – jako przedstawiciel nurtu antysystemowego" – mówił Sumliński.
Pytany o związki Stonogi ze służbami specjalnymi, Sumliński stwierdził, że dysponuje wiedzą, jednak na tym etapie nie chce nic ujawniać.
"Mam pewną wiedzę od informatorów, którym ufam – oficerów służb tajnych, których znam jeszcze z dawnych lat. Nie chciałbym jednak odsłaniać tego w tym momencie, bo zobaczymy, czy dojdzie do spotkania. Wiem natomiast o panu Stonodze dość, żeby się od niego totalnie dystansować, bez względu na to, jak bardzo antysystemowo się przedstawia. Mam coraz większą liczbę ciekawych informacji na jego temat. Wiadomo na pewno, że jest prowokatorem, który w niejednej prowokacji uczestniczył" – podkreślał.
Jakub Jałowiczor pytał również Sumlińskiego o opinię na temat ujawnienia przez Stonogę akt afery taśmowej.
"Nie, nie mówię, że to źle. Jednak w internecie można znaleźć mój tekst z czerwca zeszłego roku, opublikowany dokładnie w dniu, w którym wybuchła afera podsłuchowa, kiedy zobaczyłem, kto publikuje te teksty: Sylwester Latkowski i Michał Majewski. Pierwszy zasługuje na książkę, bo to ciemna postać chodząca na pasku Pałacu Prezydenckiego. Z kolei Michał Majewski pluł na mnie, kiedy zrobiłem materiały o WSI dla programu „30 minut” w TVP. Razem z Anną Marszałek straszliwie mnie wtedy zaatakowali na łamach „Dziennika”. Taka parka „dziennikarska” – Majewski i Latkowski – występuje w roli obrońców wolności słowa, którzy swoim ciałem zasłaniają laptopa. Nie widziałem śmieszniejszego widoku. Cała afera podsłuchowa była rozgrywką w obrębie jednej sitwy między „małym pałacem” a „dużym pałacem”. Oczywiście to świetnie, że wybuchła. Jeśli dwóch złych się bije, to normalni ludzie zyskują. I Polacy zobaczyli, jaka hołota nami rządzi. To jest plus afery podsłuchowej. Ale ona nie wybuchłaby nigdy, gdyby nie było to na rękę środowisku związanemu z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Toczy się wielopiętrowa gra – tyle mogę powiedzieć.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Sumliński o działaniach Stonogi: Bardzo podstępna, wyrafinowana, wielopiętrowa gra