Są dobre wiadomości. W Warszawie w spędzie feministek i wiedźm wzięło udział… 3 tysiące kobiet. Cała reszta wybrała normalność - pisze Tomasz Terlikowski.
Feministki muszą dziś lizać rany. Po sukcesie (umiarkowanym, ale odtrąbionym przez media i przyjętym do wiadomości przez PiS) czarnych marszy spodziewały się dziś pewnie gigantycznego frekwencyjnego sukcesu. A tu… jakby to powiedzieć łagodnie, nic z tego nie wyszło. W Warszawie było 3 tysiące kobiet (choć ratusz próbuje jeszcze dodmuchać trochę frekwencji i przekonuje, że było ich 17 tysięcy). W innych miastach jeszcze mniej. Polki nie zastrajkowały.
I trudno się im dziwić. Feministki bowiem zaserwowały im, zamiast walki o słuszne prawa, festiwal nienawiści do życia, rodziny, mężczyzn, Kościoła i Pana Boga. Przybijanie do drzwi kościołów nowych feministycznych tez, spęd wiedźm (bo i taka akcja miała miejsce w Warszawie), domaganie się prawa do zabijania każdego dziecka, zwyczajnie Polek nie interesuje. To dla nich patologia, której należy się raczej wstydzić.
One wybierają normalność, to znaczy program 500+, który pozwala im dokonywać wyborów życiowych, posiadanie dzieci, miłość do swoich mężczyzn i co niedzielną wizytę w kościele. Pewnie nie zawsze jest im łatwo, ale od idiotycznych happeningów wolą zwyczajne życie. Życie, w którym rodzina jest źródłem siły i wsparcia, a nie przemocy i zagrożenia, a Kościół daje stabilność i zakorzenienie, a nie jest źródłem patriarchatu. 8 marca kobiety wolą obchodzić dzień kobiet, niż dzień wściekłych furiatek. I chwała za to Panu Bogu!
Tomasz P. Terlikowski