Środowe koszenie: Stop katom w niebieskim mundurach!
Sprawa Igora Stachowiaka rozpętała dyskusję o sposobie pracy funkcjonariuszy policji i odpowiedzialności za swoje czyny. Szkoda, że wcześniej musiało dojść do śmierci człowieka.
Podejrzewam, że każdy z prawicowych dziennikarzy, który ma za sobą kibicowską przeszłość, a jest nas już sporo, z Lisiewiczem, Muchą, Fijołkiem, Liziniewiczem i Wybranowskim na czele, zna dziesiątki przypadków „cudów” na komendach w całym kraju. Nie działający monitoring, akurat wtedy, gdy na komendach dochodzi do bezprawia, ginące dokumenty (jak niekorzystne obdukcje), przesłuchania w toaletach (w których nie ma kamer), czy około meczowe traktowanie kibica jak potencjalnego bandyty, wciąż są normą. Niestety model działania wielu komisariatów wciąż przypomina ten znany z PRL-u, a zatrzymany, który nie ma możliwości kontaktu z adwokatem, jest w zasadzie pozbawiony podstawowych praw.
Policjant, nauczyciel, lekarz to są zawody zaufania publicznego, wymagające ogromnej odpowiedzialności. Przedstawiciele tych zawodów powinni otrzymywać pewnego rodzaju przywileje, zarabiać powyżej średniej krajowej, jednak za swoje czyny brać pełną odpowiedzialność, szczególnie w przypadku zaniedbania lub nadużycia.
Niestety smutnym podsumowaniem stanu dzisiejszego jest polska kinematografia. Filmy takie jak „Pit Bull” czy „Drogówka”, mimo karykaturalnego przerysowania pewnych kwestii, trafnie oddają stan obecny. Smutne, że te filmy wywołują raczej śmiech widowni, zamiast społecznej refleksji.
Kolejnym reliktem PRL-u są izby wytrzeźwień, groteskowa instytucja, która już dawno powinna zostać zlikwidowana. Wystarczy posłuchać kilku opinii normalnych obywateli, którzy mieli okazję w te miejsce trafić, by przekonać się, że „klient” tego nadzwyczaj „drogiego” hotelu jest z miejsca dehumanizowany, okradanie wciąż jest normą, zdarzają się tajemnicze zgony, a spokojny obywatel, który miał słabszy dzień, często trafia do jednej celi z regularnie przebywającymi w izbach bezdomnymi. To drugi rodzaj pacjentów tych przybytków, które nota bene stały się darmowymi noclegowniami dla bezdomnych alkoholików. Bo co tego typu personę interesuje wystawiony „kwit” na kilkaset złotych? Przecież komornik nie zarekwiruje wózka do wożenia złomu, a na izbie na głowę nie pada. Rekordziści są zadłużeni w izba na kilkadziesiąt tysięcy złotych, a i tak wciąż systemowo trafiają w te miejsce.
W krajach zachodnich standardem jest, że zatruty alkoholem obywatel trafia do szpitala, agresywny do aresztu, a pijany i nie sprawiający kłopotów – odstawiany do rodziny, ze stosownym „kwitem” do zapłaty. Tak jest naprawdę sensowniej.
Obyśmy i w tych kwestiach wkrótce znaleźli się po zachodniej stronie Europy.