Środowe koszenie: Śpij słodko aniołku!
Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość – posłowie Nowoczesnej dokonali ojcobójstwa i odwołali z funkcji szefa klubu parlamentarnego Ryszarda Petru.
To dramatyczna próba ratowania wciąż lecących na łeb, na szyję sondaży. Szczerze powiedziawszy – nie potrafię sobie w żaden sposób wyobrazić powrotu Nowoczesnej do sejmowego peletonu. Partię raczej czeka marazm, pytanie – czy wytrzyma do wyborów, a może kilku rozpoznawalnych posłów szybko zdecyduje się pójść w łaski do Platformy Obywatelskiej, zapewniając sobie miejsca na listach wyborczych, tak by kariera poselska potrwała dłużej niż jedną kadencję.
Sama Nowoczesna, jako byt polityczny, jest dla mnie dziwacznym przypadkiem. Partia w zasadzie nie przetrwała dwóch lat na scenie politycznej, na dobrą sprawę nie zdążyła okrzepnąć, a już się zawija. No i do tego ten cudaczny lider, który już po kilku miesiącach funkcjonowania doszczętnie się skompromitował. Mam znajomych o różnych orientacjach politycznych, ale nawet u osób, które w jakiś tam sposób sympatyzowały z Nowoczesną, nie widziałem jakiejś większego zaufania w stronę Petru. O czymś to może świadczyć. Do tego te liczne wpadki – były lider Nowoczesnej w niecałe dwa lata zaliczył więcej gaf, niż będący w polityce „od zawsze” liderzy PiS-u i Platformy.
W dużej mierze świadczy to wszystko o słabości polskiej polityki. Do Sejmu regularnie dostają się sezonowe ugrupowania, które psują jakość debaty publicznej. Fakt, że Petru, który poważnej polityce funkcjonuje niecałe dwa lata, zdążył być wykreowany jako lider opozycji i z tego tronu spaść, pokazuje nam jak niewiele trzeba by w Polsce uchodzić za poważnego polityka. Szczególnie, że nie dużo trzeba szukać, by odnaleźć podobne studium upadku. Mowa oczywiście o drugim skończonym liderze opozycji – Mateusz Kijowskim.
Chciałbym doczekać czasów, kiedy w polityce będą funkcjonować ludzie, którzy nie robią wstydu, przynajmniej swoim wyborcom, za każdym razem, gdy otworzą usta. Czy doczekam się czasów, kiedy do polityki będą garnąć się ludzie uczciwi, którzy najpierw uczciwie rozwiążą swoje prywatne problemy (chociażby alimentacyjne), a dopiero później zajmą się naprawianiem Polski? Czy to wymagania ponad miarę?