11 stycznia 2017 r. okazuje się dniem, który może stać się symbolem VIII kadencji Sejmu, symbolem porażki tzw. „opozycji totalnej”. Dzisiaj przedstawiono również projekt najwyższego wieżowca w Unii Europejskiej. Nowa wieża, która wreszcie przyćmi Pałac Kultury i Nauki, stanie w centrum Warszawy. Mimo gorących modłów opozycji – biznes z Polski wcale nie ucieka.
Co chce ugrać Grzegorz Schetyna? To pytanie zadają sobie komentatorzy z różnych stron sceny politycznej. Moim zdaniem dolnośląski polityk popełnia po prostu piękne sambójstwo. Schetyna, wytrawny gracz, zasiadający w ławach Sejmu już od 20 lat, często był określany jako polityk niespełniony i nad wyraz ambitny. Lata oczekiwań na schedę po Tusku, przejęcie sterów w partii i szybka zemsta na przeciwnikach z rodzimego obozu. I co dalej? Schetyna od początku nie zaprezentował niczego, co mogłoby poprowadzić go chociażby do przejęcia roli lidera opozycji.
A przeciwników miał wyjątkowo słabych. Petru zostanie zapamiętany z licznych gaf i sylwestrowych wpadek, a Kijowski to sztuczny twór „Wyborczej” - europejski facet, z kitkiem, do tego informatyk, taki nowoczesny zawód, zupełne przeciwieństwo wąsatego Janusza z Podkarpacia. Z tym, że „Wyborcza” zapomina, że problemy realnie istniejących Polaków, ni jak się mają do wykreowanego przez nich wizerunku „nowoczesnego Polaka” - geja na holenderce, zajadającego się wege kiełkami w trakcie lunchu za 25 zikos.
Jedyna możliwość, w której potrafię sobie wyobrazić odegranie dużej roli przez Schetynę, jest powstanie wielkiej koalicji opozycyjnej. Z postkomunistami, z całą „totalną” opozycją parlamentarną, ze wszystkimi możliwymi „autorytetami” III RP. Ale czym w tym towarzystwie mógłby błysnąć akurat właśnie Schetyna?
Dzisiaj błyszczy demontażem zasad parlamentaryzmu, w którym przebija nawet warcholstwo Leppera. Działania Schetyny to również pozbawienie znaczenia tak ważnych słów jak wolność, demokracja i parlamentaryzm. Łatwo sobie na tym wybić zęby, szczególnie, że model demokracji liberalnej wcale nie musi panowąć po wszeczasy...
–
Zaprezentowano dzisiaj projekt Varso Tower – kompleksu biurowców, którego główny wieżowiec ma mieć 230 m. do dachu i 310 m. z iglicą. Będzie to najwyższy budynek w Unii Europejskiej. Wszystko zrealizuje słowacki deweloper HB Reavis. Jak widać Słowacy kierująć się pragmatycznym poczuciem zysku uznali, że to Syreni Gród jest biznesową stolicą regionu. To cieszy. Cieszy również to, że wreszcie budynek wzniesiony w gospodarce kapitalistycznej pokona wysokością PKiN. Żeby nie było – nie jestem zwolennikiem rozbierania tego budynku. PKiN to dobra architektura wzorowana na najlepszych wieżowcach stylu empire, może z nieco kulejącym przyziemiem.
Varso zapowiada się wybornie, smukła wieża, z pięknym otwartym tarasem na dachu, restauracją wśród chmur, do tego dwa mniejsze budynki, cały kompleks pozowli odzyskać niezagospodarowaną część serca Warszawy.
Schetyna w czasach swojej świetności pełnił funkcję wicepremiera. W okresie powstawania PKiN jednym z wicepremierów był Władysław Dworakowski, postać, którą pamiętają tylko politolodzy i historycy PRL-u, po którym została zaledwie krótka notka encyklopedyczna.
Architektura często jest ważnym symbolem epok i dekad. Często ważniejszym niż politycy. Pałac Kultury i Nauki do dziś jest materialną pamiątką po PRL-u i zapewne będzie nią w przyszłości. Podobną pamiątką po III RP stanie się Varso Tower.
Może to i lepsza spuścizna trzech dekad rodzącej się demokracji i kapitalizmu niż pamięć o Grzegorzu Schetynie?
Mateusz Kosiński, dziennikarz portalu TelewizjaRepublika.pl, współpracownik miesięcznika „W Sieci Historii”, absolwent politologii i historii Uniwersytetu Warszawskiego.