Gościem programu „Gospodarka na Dzień Dobry” był Paweł Budrewicz, Centrum im. Adama Smitha
– Z Krynicy dochodzą dwa głosy. Jeden, że idzie ku dobremu, drugi, że jest to droga na kredyt, że to pozory. To co się dzieje w Polsce i Europie od wielu lat wynika z kredytu, który będzie trzeba kiedyś spłacić. Ten pełzający rozwój jest pożyczką, które spłacą przyszłe pokolenia. To, że idziemy do przodu, nie znaczy, że dojedziemy do celu – mówi ekonomista.
– W kwestii handlu w niedzielę, to przeważający powinien być głos konsumenta. To konsument powinien decydować co się w gospodarce dzieje, jakie biznesy mają szanse, bo to konsument finansuje gospodarkę. Decydowanie przez rząd o tym ile kosztuje woda, czy kiedy można handlować prowadzi do złych efektów. Nie powinno się porównywać naszej gospodarki do Niemiec. Niemcy nie mieli przez 40 lat socjalizmu. Kiedy myśmy biednieli oni rośli w siłę. Ich stać na wiele rzeczy, na które nas nie stać. To jest tak jakby na siłownię pierwszy raz przyszedł chudy człowiek i zobaczyłby wielkiego umięśnionego faceta, który podnosi 100 kg w rwaniu. I jakby ten chudy człowieczek pomyślał – on może to i ja spróbuję. To czego on nie widzi to to, że tamten spędził na siłowni ładnych parę lat – zaważa Paweł Budrewicz.
– Nie bardzo rozumiem jaki jest sens tego eksperymentu. Jeżeli już to eksperymentujmy na całość, zakażmy wszelkiego biznesu w niedziele, dlaczego do pracy ma nie pójść osoba pracująca w handlu a ma pójść osoba pracująca w restauracji? Czy rodziny takich osób są w czymś gorsze? Podobno zakaz ma objąć również handlu w internecie. To absurd. Ludzie sobie poradzą, za PRL-u sklepy z alkoholem były zamknięte do 13-tej, a kto chciał to się napił od samego rana, bo ludzie i tak znaleźli sposób na to – zakończył gość programu.