Red. Katarzyna Gójska w specjalnym wydaniu programu „W punkt” rozmawiała o sytuacji, jaka panuje obecnie w różnych częściach świata w związku z pandemią koronawirusa. Jej gośćmi były dr Ewa Iszoro, architekt i projektantka mody z Uniwersytetu Rey Juan Carlos w Madrycie oraz Hanna Shen, korespondentka z Tajwanu.
W pierwszej części programu dr Ewa Iszoro relacjonowała rzeczywistość obecnie panującą w Hiszpanii. Stan zagrożenia epidemicznego został w Hiszpanii wprowadzony 15 marca i obowiązuje na razie do 11 kwietnia. Z domów można wychodzić jedynie w uzasadnionych przypadkach. Premier Pedro Sanchez ogłosił w sobotę, że od 30 marca w domach będą musieli pozostać również pracownicy instytucji i firm, których praca nie jest niezbędna do funkcjonowania państwa. Przepis będzie obowiązywać przynajmniej do 9 kwietnia.
– Oficjalnie jesteśmy wszyscy na przymusowych wakacjach. Rząd ogłosił wczoraj, że ma to polegać na tym, że przedsiębiorcy będą musieli płacić za te wakacje, a ludzie nie będą pracować i potem mają to odpracować. (…) Rząd zrobił to bez porozumienia z głównymi ugrupowaniami politycznymi w Hiszpanii i społeczeństwem – powiedziała dr Iszoro w rozmowie z Katarzyną Gójską.
– Gdyby rząd wprowadził wcześniej tak ekstremalne rozwiązania nie doszłoby do tak dramatycznej sytuacji – zauważyła Iszoro.
Kryzys w służbie zdrowia
Dr Iszoro zwróciła uwagę na bezsilność hiszpańskiego środowiska medycznego.
– Olbrzymi problem polega też na tym, że lekarze i sanitariusze nie mieli ani maseczek, ani inny systemów zabezpieczających, dlatego zaraziło się już ponad 10 tys. lekarzy. To samo stało się z innymi służbami takimi jak policja, gdzie jest 9 tysięcy zakażonych. Personel medyczny czuje się bezsilny i obawia się o własne zdrowie. (…) Nie ma miejsc w szpitalach. Najgorsze miejsca to Madryt i Barcelona. Otwiera się szpitale polowe i ściąga się lekarzy skąd tylko można. Wszystkie oddziały poza onkologicznymi i położniczymi zostały zamknięte. – wskazuje Iszoro.
– Sytuacja jest dramatyczna. – dodaje.
Braki w zaopatrzeniu
W związku z brakami zaopatrzenia rząd usiłuje sprowadzać potrzebne materiały z Chin. Część z nich okazała się jednak wadliwa, co zbulwersowało hiszpańską opinię publiczną.
– Rząd skupuje materiały głownie z Chin. Ostatnim wielkim skandalem było to, że większość materiałów było wadliwych i nie nadawały się do użytku. Zakupione testy miały wykrywalność na poziomie 20 procent. (…) Wczoraj wszystkie firmy tekstylne dostały zakaz produkcji innych produktów, niż tych związanych ze zwalczaniem epidemii. – przekazała dr Iszoro.
Przypomnijmy, że w Hiszpanii według danych ministerstwa Zdrowia w Madrycie z soboty, liczba zmarłych na koronawirusa w Hiszpanii wzrosła w ciągu doby o 832 osoby, do 5690 osób. Zainfekowanych było 72 248 osób, o ponad 8,1 tys. więcej niż dobę wcześniej.
Tajwański sukces
Zupełnie odmienna sytuacja panuje blisko położonym od Chin Tajwanie, który pomimo tego jest jednym z najlepiej radzących sobie z pandemią COVID-19 państw na świecie.
– Na Tajwanie mamy do tej pory 283 przypadki zakażań, z tego dwa śmiertelne. 30 już wyleczonych więc można powiedzieć, że aktywnych przypadków jest teraz 251. Tajwan doświadcza teraz, tak jak reszta Azji, drugiej fali zakażeń. To są głownie Tajwańczycy powracający z Europy i USA i dlatego ta liczba jak na Tajwan podskoczyła. W przypadku tej pierwszej fali liczba nie dosięgnęła nawet stu przypadków. – mówi Hanna Shen, korespondentka polskich mediów z Tajwanu.
Wśród przyczyn tajwańskiego sukcesu Shen wylicza m.in. natychmiastowe działania prewencyjne tamtejszych władz, wynikające z nieufności wobec chińskiej propagandy.
– Sukces Tajwanu to trzy rzeczy: przede wszystkim bardzo szybko podjęte działania. Tajwan wiedział o tym, że dzieje się coś złego w Chinach już wtedy, kiedy te poinformowały WHO 31 grudnia (…), że jest jakiś wirus, ale nie am dowodów, że przenosi się z człowieka na człowieka. Tajwan rozumie, jak działają i rozumiał, że jeśli Chiny mówią, że problem jest niewielki, to oznacza, że jest bardzo duży. Już 31 grudnia Tajwan zwiększył kontrolę na granicach. – wskazuje Shen.
– Europa i USA niestety uwierzyły Chinom (…) Tajwan w to nie uwierzył i szybko podjął odpowiednie kroki. Trzecim powodem jest transparentność. (…) Jest pełna informacja. Kilka razy dziennie odbywają się konferencje odpowiednich służb i organów. – podkreśla rozmówczyni Katarzyny Gójskiej.
– Tajwańczycy wiedzą na bieżąco co się dzieje i są bardzo zdyscyplinowani. – dodaje.
Obecnie w Tajwanie życie toczy się niemal normalnie.
– Tak naprawdę w tej chwili normalnie funkcjonują szkoły, restauracje banki i firmy. (…) Jedyną różnicą jest to, że wszyscy chodzimy w maskach, przed wstępem do wielu miejsc mierzona jest temperatura, są środki do dezynfekcji. Na samej wyspie życie się bardzo nie zmieniło. W tej chwili wstępu na wyspę nie mają cudzoziemcy, wstrzymane są loty, także transferowe. – dowiadujemy się od korespondentki.
Zaniżone statystyki
Shen zapytana, czy można ufać chińskim danym odpowiada, że należy do nich podchodzić z olbrzymim dystansem.
– Nie ufam im. Mamy wersję oficjalną, mówiącą o tym, że Chiny sobie poradziły i mamy relacje lekarzy oraz zwykłych Chińczyków. (…) Dane z krematoriów są zatrważające. Badania wskazują, że w najlepszym wypadku są to liczby są zaniżone nawet do dziesięciu razy. – podkreśla.
– Według dokumentów, do których dotarła gazeta wydawana w USA, ale założona przez Chińczyków „The Epoch Times”, były takie dni w jednej z prowincji, w których dane zaniżano nawet 52 razy. W tej chwili to na co zwracają uwagę Chińczycy to sytuacja w krematoriach. Od 23 marca mogą wydawać ciała. Otóż od 1 listopada do 23 marca nie mogły tego robić. Pierwszego dnia pod jednym z krematoriów w Wuhan były ogromne kolejki. Jeden z internautów zrobił zdjęcie, ale zdjęła je cenzura. – relacjonuje korespondentka.