– Ja oczywiście uważałem w tamtym momencie za poprawnie polityczną umowę. To był pozytywny akt polityczny – mówi o wydarzeniach sprzed 30 lat legenda Solidarności, dziś senator niezrzeszony Jan Rulewski. Program "W Punkt" poprowadził red. Ryszard Gromadzki.
Były to pierwsze częściowo wolne wybory w historii Polski po II wojnie światowej. Przedstawiciele niedemokratycznych władz komunistycznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zagwarantowali rządzącej „koalicji”, obejmującej PZPR i jej satelitów, obsadę co najmniej 299 (65%) miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie w liczbie 161 (35%) zostały przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych. Walka o te miejsca oraz walka o wszystkie mandaty senatorskie (100) miała charakter otwarty i demokratyczny. Do ubiegania się o nie dopuszczeni zostali również przedstawiciele różnych środowisk opozycji demokratycznej, jednocześnie o te mandaty konkurowali także kandydaci jawnie wspierani lub nieformalnie popierani przez obóz władzy, reprezentanci różnych organizacji społecznych i zawodowych, osoby niezależne. Wybory te zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem opozycji solidarnościowej
– To nie były wybory, a kontrakt, który obejmował wybory do Sejmu, Senatu, na prezydenta. Przyznano monopol władzy komunistycznej, opozycji przyznano prawo współodpowiedzialności – rozpoczął senator niezrzeszony Jan Rulewski.
– Nie przewidywano jakichś stanowisk. To było referendum za przyjęciem kontraktu. Ja oczywiście uważałem w tamtym momencie za poprawną politycznie umowę. To był pozytywny akt polityczny – mówił polityk. Jak wskazuje, "był krytykiem, nie przeciwnikiem".
"Skala społecznej akceptacji dla Solidarności wprowadziła komunistów w przerażenie"
Kandydaci wspierani przez KO zdobyli wszystkie mandaty przeznaczone dla bezpartyjnych, a także objęli 99 na 100 miejsc w Senacie. Jednocześnie obóz PRL-owskiej władzy poniósł porażkę, przy czym za najbardziej prestiżową klęskę uznano przegraną niemal wszystkich kandydatów z tzw. listy krajowej, obejmującej większość przywódców reżimu. W wyniku wyborów czerwcowych Polska stała się pierwszym państwem tzw. bloku wschodniego, w którym przedstawiciele opozycji demokratycznej uzyskali realny wpływ na sprawowanie władzy.
Dziedzictwo Solidarności
– Na pewno rozczarowała. Czkawką odbija się w kolejnych wyborach. Tzw. miski solidarnościowej na stole nie ma. Ludzie podróżują po świecie i widzą jaka jest sytuacja. Nie udała nam się Polska szlachecka, chrześcijańska, chwała Bogu komunistyczna, ale tez nie udała się Polska solidarna – mówił Jan Rulewski.