Od wielu miesięcy postuluję stworzenie realnego bilansu współpracy, czy też może pobytu, Polski w UE. Moim zdaniem opuszczenie Unii się nie opłaca, bo dzisiaj byłoby to po prostu bardzo szkodliwe dla naszego kraju - pisze Tomasz Sakiewicz w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska".
Chcę za to, żebyśmy wiedzieli, czego domagać się od tej organizacji. Z wypowiedzi Mateusza Morawieckiego na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” dowiedzieliśmy się, że pieniądze z UE to około 10 proc. wszystkich inwestycji w polskiej gospodarce. Sporo, ale nie na tyle dużo, by nie dało się bez tego żyć. Z kolei ilość wpływających do Polski środków z tej instytucji można porównać do pieniędzy, które odzyskaliśmy, uszczelniając system podatkowy (do 2013 r. na czysto około 25 mld złotych rocznie).
Obecnie ma być tych pieniędzy trochę więcej, ale to tylko plan. Polska nie tylko otrzymuje unijne fundusze, lecz także płaci do UE składkę. Im wyższe mamy PKB, tym tych funduszy będzie mniej, a składka coraz większa. I pewnie te 25 mld złotych byłoby wspaniałym prezentem, gdyby nie to, że większość tych pieniędzy wypływa z Polski. Około 80 proc. środków przeznaczonych na inwestycje trafia do zagranicznych firm. Decyduje o tym fatalna struktura własności i unijne preferencje. Co gorsza, niektóre unijne regulacje służą niszczeniu naszego przemysłu. Policzenie strat jest tutaj bardzo trudne, bo wraz z restrykcjami mamy dojście do największego rynku na świecie. Ten dostęp bez członkostwa w UE byłby ograniczony cłami i protekcjonistyczną polityką poszczególnych państw. Ta polityka i tak jest wobec nas realizowana, ale należy uczciwie zakładać, że byłoby gorzej.
Czy więc członkostwo w UE się opłaca? Tak, ale pod warunkiem, że potrafimy bronić swoich interesów. Obecne starcie Polski z Unią ma kilka wymiarów. Wbrew temu, co nam wmawiają, nie jest najważniejsze w wymiarze ideologicznym. Powiem więcej, nieporadność Unii gwarantuje nam, że niczego tu nie narzucą. Najważniejsze starcie odbywa się w sferze ekonomicznej. Różne lobby w UE widzą, że tracą miliardy euro, które wpływały do ich kieszeni, i uruchamiają pożytecznych idiotów w unijnych instytucjach, by to zmienić. Polska z czteroprocentowym wzrostem PKB i pełną kontrolą własnych finansów to raczej czarny sen unijnych lobbystów. Łatwiej okrada się państwo słabe i biedne. Ograniczenie funduszy dla Polski w ramach kar (za brak pokory) byłoby szkodliwe, ale nie tak bardzo jak zezwolenie na takie okradanie nas, jak było za czasów rządów PO. Po prostu UE nie ma aż tak silnego kija ani smakowitej marchewki, póki wspiera ewidentne złodziejstwo.
Najnowsze
Republika zdominowała konkurencję w Święto Niepodległości - rekordowa oglądalność i wyświetlenia w Internecie