Rybarska: Zostali zabici, spaleni,a następnie zmieleni młynkiem, którym mieli się paszę dla świń
Gra na skrzypcach, czy też włączone silniki samochodowe podczas II wojny światowej maiły za zadanie zagłuszać krzyk ginących ofiar w obozach koncentracyjnych. Czy dzisiaj również ktoś próbuje zagłuszyć głos potomków tych ofiar? Ten temat podjęła Ewa Stankiewicz wraz z Elżbietą Rybarską – założycielką Stowarzyszenia Polskich Rodzin Ofiar Obozów Koncentracyjnych, która była gościem Telewizji Republika w programie „Otwartym Tekstem”.
O co się bije Stowarzyszenie Polskich Rodzin Ofiar Obozów Koncentracyjnych?
– Bijemy się o pamięć naszych przodków. To jest najistotniejszy punkt naszych działań. Bijemy się z murem niepamięci. Organizujemy wyjazdy pamięci, stajemy na głowie, aby je organizować. Zabieramy członków naszego stowarzyszenia, ofiary obozów, które jeszcze żyją oraz młodzież. Naszym szczególnym kierunkiem działań jest pamięć wszystkich polskich ofiar wszystkich NIEMIECKICH OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH. To są szczególnie emocjonujące wyjazdy. To nie są wycieczki! To są wyjazdy pamięci. Nasze spostrzeżenia są bardzo przykre. Razem z koleżanką jesteśmy założycielkami. Nasze rodziny przeszły tragiczne wydarzenia. To były straty osobowe! Straciłam dziadka, dwóch wujów. Moja mama zdążyła dowiedzieć się prawdy. Ja po powrocie z emigracji podjęłam się odszukania dokumentów dotyczących śmierci mojego dziadka. Wersja do roku 2013 była taka, że dziadek zginął w obozie w Dachau. To się okazało nieprawdą. Cztery lata poświęciłam na odnalezienie dokumentów. Zdążyłam moją mamę zawieźć do obozy w Dachau. Tam na miejscu potwierdziło się to co przypuszczałam. Dziadek tam był, ale tam nie zginął. Wzburzyło mnie, że nie było końca tej historii. Zdałam sobie sprawę, że moja rodzina żyje w niewiedzy. W 2013 roku stanęłam w rzeczywistym miejscu śmierci mojego dziadka. W tym przeklętym zamku na terenie Austrii w małej miejscowości Hartheim, w której mieściła się szkoła morderców. Tam powstała siedziba tej osławionej złą sławą akcji T4. To tam przyjechał transport, był tam mój dziadek. Zginęli w strasznych męczarniach. Najpierw zostali zabici tlenkiem węgla w tych pięknych komnatach, następnie spaleni, a potem ich ciała zostały zmielone młynkiem. Takimi młynkami mieli się paszę dla świń. Te popioły zrzucono z ciężarówki do Dunaju. W tym zamku szkolono największych zbrodniarzy obozów. Oni zagłuszali grając na skrzypcach czy włączając silniki ciężarówek skowyt ofiar, które umierały w cierpieniu. Być może w ten sposób zagłuszali również swoje sumienia. Pierwszymi ofiarami w tym zamku były dzieci upośledzone umysłowo oraz zakonnice, które się nimi opiekowały. Tam byli mordowani wszyscy! Ludzie z wielu krajów. W tym strasznym miejscu poznaliśmy człowieka, który znalazł dla nas kawałeczek serca i to on nas informuje o wszelkich wydarzeniach, uroczystościach. My pierwszy raz od zakończenia wojny dwa lata temu dostąpiliśmy zaszczytu odczytu upamiętniającego polskie ofiary w tymże miejscu – mówiła na antenie Telewizji Republika Elżbieta Rybarska.
Odczyt upamiętniający polskie ofiary w zamku Hartheim
– Podczas odczytu zaczęłam od przemówienia Adolfa Hitlera z 22. sierpnia 1939 roku. Powiedział, że wszyscy Polacy muszą zniknąć z mapy świata. Chciałam im dać mocny przekaz. To przemówienie było tłumaczone na język niemiecki. Niemcy wraz z Austriakami byli katami, jednymi z największych oprawców i zbrodniarzy. Zaczęłam opowieść z jakimi trudnościami dochodzimy do prawdy o tym jak ginęli i dlaczego nikt nam nie powiedział przepraszam za śmierć naszych rodzin – wspomina Rybarska.
– Akapit przed zakończeniem stwierdza, że wszystkich tych zbrodni dopuścili się niemiecko-austriaccy barbarzyńcy. Kiedy wysłałam ten odczyt do zatwierdzenia zwrócono mi uwagę, że to zdanie musi zostać wykreślone. Jeżeli nie wykreśliłabym tego stwierdzenia to nie mogłabym tego odczytać. Nie miałam wyjścia wykreśliłam to, ale nie mogłam postąpić inaczej w imię mojego dziadka i przeczytałam to w całości w oryginale! Przekaz poszedł taki jaki powinniśmy dać czyli razem z tym zdaniem. Dostałam owacje na stojąco od naszych członków. Bardzo zimno zostałam odebrana przez Austriaków. To była kurtuazja na zimno – podkreśla.
– Czujemy żal straconych lat. Nic nie uczyniono w muzeum w Auschwitz ku niefałszowaniu historii. Tam się fałszuje historię! (…) Dla nas jest to nie do przyjęcia. Staramy się uczestniczyć we wszystkich uroczystościach, w których możemy. 27. stycznia, kiedy pani ambasador Izraela wypowiedziała te straszne słowa poczuliśmy się upokorzeni. Naszym głosem jest głos, że Holokaust odbył się właśnie na Polakach oraz Żydach i Romach! Dostaliśmy kubeł zimnej wody ze strony muzeum. Jesteśmy skandalistami, bo się odważyliśmy wyciągnąć jedną, polską flagę bez drzewca. Nie pozwolono nam odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego, nie pozwolono nam przejść do polskich ekspozycji. Cały barak był zamknięty, nie mieliśmy tam wstępu. Odpowiada za to „organizator”. Z panem Cywilskim nie ma żadnego kontaktu. Kiedy piszemy wielokrotnie pisma ze skargami, to zawsze otrzymujemy informacje, ze szefa nie ma. To jest człowiek widmo. Przyznaję – to ja wyciągnęłam tę flagę. Pani, która pracuje tam jako wolontariusz powiedziała mi, że z takim czymś to się stoi pod skocznią narciarską – w taki sposób odniosła się do polskiej flagi z polski godłem – opowiedziała Rybarska.
– Tam ma być jeden przekaz: Tam cierpieli i ginęli Żydzi. My mamy rodziny, które straciły rodziny i w Auschwitz i Birkenaut.
CIĄG DALSZY ROZMOWY W KOLEJNYM ODCINKU!