- Bunt polskich pacjentów przeciw oświeconym terapeutom okazał się drobnym, choć ważnym odcinkiem światowej wojny domowej - pisze prof. Andrzej Nowa w najnowszym, noworocznym numerze tygodnika "Do Rzeczy".
Z szafy „pożycia małżeńskiego” liberalnych elit z zarządzanym przez nie społeczeństwem wypada trup. Bardzo patriarchalne było to pożycie. Elity pouczały, dyrygowały, zakazywały, nakazywały, meblowały wyobraźnię społeczeństwa. Usta pełne frazesów o potrzebie walki z wszelkim „patriarchalizmem”, o wolności, o równości (czasem) układają się dzisiaj w wielkie „O”, pełne zadziwienia: Dlaczego nas dalej nie chcą słuchać? Dlaczego ci prymitywni ludzie nie chcą się wyzwolić od siebie samych? Dlaczego nie chcą zrozumieć, że „prawdziwa równość” polega na uznaniu naszej, elit, wyższości? Dlaczego nas, swoich wychowawców, zdradzają?
Zaraz, ale jakie elity? Skąd one się wzięły? Te akurat skonstruowano na wymordowaniu poprzednich, tych z głębszej polskiej historii. Wymordowaniu i skundleniu części tych, którzy przeżyli oraz dali się kupić na przywieziony z Moskwy dwór właścicieli nowej Polski – PRL. Potem – niektórzy od października 1956, inni od grudnia 1981 r. – zaczęli gryźć rękę, która ich na salony wprowadziła. Zapamiętali tylko ów akt buntu, nie zapamiętali wieloletniej wiernej służby. I tę zmistyfikowaną, wybiórczą pamięć wyryli na tablicach swojej gazety, z której miała być odczytywana (z drobnymi korektami wynikającymi z kolejnych zakrętów „posthistorii”) do końca świata. To pamięć, która ma wyrabiać nawyk posłuchu u „braci mniejszych”, u ludu, u tych – jak to zgrabnie ujął salonowy nonkonformista – którzy „swoją wiedzę o świecie opierają na tym, że w dupie byli i gówno widzieli”.
To oczywiście jest także wybiórcza i zmistyfikowana, a na pewno bardzo uproszczona wizja rzeczywistości. Rzeczywistości polskiej wojny domowej. Te wizje oraz lęki, które je napędzają, zderzają się bowiem coraz mocniej.
Więcej w Tygodniku "Do Rzeczy"