Sąd rozstrzygnie kolizję między prawem policji do wykonywania czynności w związku z zawiadomieniem o przestępstwie a prawem dziennikarza do relacjonowania wydarzeń - podkreślał z-ca komendanta głównego policji, wyjaśniając w Sejmie okoliczności zatrzymania dziennikarzy w siedzibie PKW.
Politycy podkreślali, że do zatrzymania relacjonującego wydarzenia dziennikarza nie doszło od przemian demokratycznych 1989 roku.
- Było to zadziwiające wydarzenie. Nie potrafię zrozumieć, jak mogło do tego dojść, jakie były jego przyczyny. Nasz wieloletni reporter znalazł się w, łagodnie mówiąc, nieprzyjemnej sytuacji. Czekamy na decyzję niezawisłego sądu - mówiła redaktor naczelna PAP Foto Anna Brzezińska-Skarżyńska.
- Nasi akredytowani w PKW dziennikarze pełnili swoją misję, uprzedzali policjantów, że są dziennikarzami, nie stawiali żadnego oporu, zamierzali opuścić siedzibę Komisji. Prosili tylko o komentarze policjantów - podkreślał z kolei Tomasz Sakiewicz, wiceprezes TV Republika.
Naruszenie miru domowego
Zastępca Komendanta Głównego Policji wyjaśniał, że policja działała po przyjęciu zawiadomienia dot. złamania art. 193 Kodeksu karnego polegającego na naruszeniu miru domowego od dyrektora ochrony Kancelarii Prezydenta Konrada Komornickiego. Kancelaria Prezydenta jest administratorem obiektu, w którym PKW ma siedzibę.
Gajewski relacjonował, że Komornicki czterokrotnie wezwał wszystkich do opuszczenia budynku, także dziennikarzy; następnie zwracała się o to policja, ostrzegając, że jeżeli zebrani nie opuszczą gmachu, zostaną użyte środki przymusu bezpośredniego.
Kolizja interesu prawnego
- Mamy do czynienia z kolizją interesu prawnego. Policja wykonywała czynności na podstawie prawa, przywracała naruszony stan prawny na wezwanie uprawnionej osoby, natomiast dziennikarze powołują się na prawo do wolności słowa, relacjonowanie etc. Sprawa trafiła do sądu, który będzie decydował, czy dziennikarze popełnili przestępstwo oraz czy zatrzymanie było legalne - powiedział. - Oczekujemy od sądu rozstrzygnięcia kolizji przepisów prawa. Będzie to dla nas jednoznaczne stanowisko, jak mamy postępować - dodał.
Posłowie pytali przedstawicieli policji, dlaczego zatrzymano akurat dziennikarza PAP i TV Republika, podczas gdy w siedzibie PKW znajdowało się wielu przedstawicieli innych redakcji.
- Pozostali redaktorzy wychodzili i nie przeszkadzali policjantom, którzy dokonywali interwencji - wyjaśnił Gajewski.
PAP i TV Republika nie zgadzają się z wersją policji
Z wersją policji nie zgodziły się redakcje PAP i Telewizji Republiki.
- Nie mogę zgodzić się z tym, że fotoreporter PAP przeszkadzał i nie chciał opuścić Komisji. To jest nieprawda. Chciał wyjść i został zatrzymany. Tak było. Wiemy to na pewno" - powiedziała Brzezińska-Skarżyńska.
Rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski odczytał fragmenty wewnętrznej dokumentacji policyjnej zawierającej informacje o czynnościach przeprowadzonych przez funkcjonariuszy.
Wynika z nich, że Pawlicki został zatrzymany, "ponieważ nie zastosował się do kilkakrotnego żądania opuszczenia budynku PKW" i "utrudniał policjantom przeprowadzenie interwencji w sali PKW w ten sposób, że w trakcie wyprowadzania osób podchodził do policjantów i przysuwał im mikrofon do twarzy, żądając udzielania odpowiedzi na pytania". Jak brzmi relacja policji, "w ten sposób zastawiał drogę policjantom, którzy wykonywali czynności".
Z kolei dziennikarz PAP został zatrzymany, według policyjnej dokumentacji, ponieważ "nie zastosował się do żądania opuszczenia budynku PKW", oraz "utrudniał policjantom interwencję w ten sposób, że w trakcie wyprowadzania stał w drzwiach wyjściowych sali i swoją osobą blokował drogę wyprowadzania osób zatrzymanych".
Przedstawiony przez policję opis za "niepoważny" uznali posłowie zasiadający z zespole. - Przypomniałem sobie z czasów antypeerelowskiej opozycji uzasadnienie, kiedy stawiano mnie w stan oskarżenia za rozdawanie ulotek na warszawskiej ulicy. Powiedziano, że zaśmiecam ulicę - ironizował Piotr Naimski (PiS).
Przedstawiciele policji nie odpowiedzieli na pytanie, czy interwencja policji została podjęta także na życzenie PKW, czy tylko na zawiadomienie Kancelarii Prezydenta administrującej całym gmachem. Jak wyjaśniali, to kwesta ustaleń między tymi instytucjami.
Głośna sprawa dziennikarzy
Sprawę zatrzymania dziennikarzy bada Rzecznik Praw Obywatelskich, przygląda się jej też MSW. Protestowały przeciwko ich zatrzymaniu Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Press Club Polska, SDP oraz środowisko fotoreporterów, a także międzynarodowa organizacja Dziennikarze Bez Granic. Zarząd PAP wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie, w którym przypomniał, że fotoreporter Polskiej Agencji Prasowej w gmachu PKW wykonywał swe obowiązki, wynikające z realizacji misji Agencji. Policję krytykowały też władze TV Republika.
Gzell i Pawlicki nie przyznali się do zarzuconych im czynów. Gzell podkreślił, że w gmachu PKW był legalnie, z przepustką PKW, jako fotoreporter PAP, który miał utrwalać na zdjęciach kolejny dzień prac komisji. Przekonywał, że nie wiedział nawet o trwającym na zewnątrz proteście, a gdy doszło do okupacji gmachu robił jedynie zdjęcia. Zapewniał, że nie miał zamiaru utrudniać prac policji i właśnie szykował się do wyjścia, gdy został zatrzymany. Również Pawlicki twierdził, że jedyną jego rolą w czasie zajść było relacjonowanie zdarzeń PKW, a pracy policji nie zamierzał utrudniać.
Łącznie z dziennikarzami zatrzymano wtedy 12 osób. Wszystkich policja oskarżyła o to samo - naruszenie miru domowego przez nieusłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia.
W środę sąd prowadzący proces Gzella i Pawlickiego, przesłuchał dziewięciu pierwszych świadków w tej sprawie.