[RECENZJA] „Zamach na prawdę”. Rozmowa Bogdana Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann
Wywiad Bogdana Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann pt. „Zamach na prawdę” to książka, którą powinien przeczytać każdy, nieważne czy interesuje się sprawami publicznymi czy samą katastrofą smoleńską. Wyłaniający się z lektury obraz polskiego państwa, jego instytucji, decydentów, ale też Rosji w obliczu 10 kwietnia 2010 roku jest bowiem zatrważający.
Udało mi się wybrać kilka najciekawszych fragmentów. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że jest to niewielka ich część. Książkę czyta się „na raz”, ponieważ każde zdanie Małgorzaty Wassermann wprawia jednocześnie w osłupienie, zaciekawienie, zmieszanie, szok i zdumienie.
Małgorzata Wassermann przywołuje niepokój swojego ojca, który dało się po nim poznać kilka dni przed 10 kwietnia 2010 roku. Dwa dni przed katastrofą dał jej (żonie Halinie – przyp. red.) do zrozumienia, że wyjazd do Smoleńska nie będzie zwykłą podróżą. „Wiesz, Halina, to może być bardzo niebezpieczny lot” – powiedział. Kiedy go zapytała: „Ale o co chodzi?”, swoim zwyczajem zmienił temat: „A ugotowałaś dzisiaj coś dobrego”? – mówi Bogdanowi Rymanowskiemu współautorka.
Interesująca jest też relacja Małgorzaty Wassermann z przesłuchania, które odbywało się w Moskwie. Przy córce byłego koordynatora służb specjalnych pojawiła się, jak to określiła, „ładna blondynka”, która perfekcyjnie i bez cienia akcentu mówiła po polsku. Małgorzata Wassermann myślała, że jest Polką. Jednak po kolejnej godzinie przesłuchania zapytała ją wprost: „O, widzę, że ma pani nasze lekarstwo, jest pani Polską?”. „Nie, jestem Rosjanką” – usłyszała w odpowiedzi.
Po tych słowach jakbym ocknęła się letargu. Zdałam sobie sprawę, że nie ma przy mnie nikogo z Polski. Pani psycholog i pracownik ambasady w Moskwie wyszli z pokoju – mówi Małgorzata Wassermann.
Okazało się, że Rosjanka próbowała nawiązać relację z Małgorzatą Wassermann. Miała też proponować jej zostanie w Rosji. Zdaniem współautorki „Zamachu naprawdę” kobieta mogła być funkcjonariuszką lub agentką rosyjskich służb. Miała stanowić psychologiczną przeciwwagę dla irytującego, dłużącego się i pogmatwanego przesłuchania. „W pani przesłuchaniu nie było nic nieprofesjonalnego ani przypadkowego” – miała rzec jej psycholog w samolocie wracającym do Warszawy.
Relacja zatrważająca, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że próbowano zwerbować córkę byłego koordynatora służb specjalnych w rządzie PiS. Można się tylko zastanawiać, czy tego typu sytuacje nie miały miejsca w przypadku innych rodzin ofiar.
Małgorzata Wassermann z prawniczym podejściem relacjonuje również błędy, zaniechania i bezradność organów państwa. Ocenia też zachowanie byłego premiera Donalda Tuska. Satysfakcję odczuję, gdy spotkam się z Donaldem Tuskiem i wyjaśnimy, czy to, co zrobił przed katastrofą i po niej, było nieudolnością, tchórzostwem czy zdradą – mówi w książce.
Gdyby tylko Donald Tusk zdjął maskę i zaczął mówić prawdę, natychmiast bym odpuściła. Gdyby powiedział, że w tym miejscu zawaliliśmy, a w innym upadliśmy na kolana… – dodaje. Zapytana przez Rymanowskiego, czy wybaczyłaby, odparła: Myślę, że tak. Niestety, Tusk cały czas nosi maskę.
Zdaniem Małgorzaty Wassermann hipoteza zamachu jest prawdopodobna. Wiedzą o tym ci, którzy – tak jak ja – mają dostęp do akt śledztwa. Zdają sobie z tego sprawę również ci, którzy z tej hipotezy publicznie szydzą (…) Sądzę, że poważnie bierze ją pod uwagę także Donald Tusk – mówi.
I dalej uzupełnia: Proszę pomyśleć, gdyby to był zwykły wypadek, czy rząd oddałby śledztwo w ręce Rosjan? Zastanawiam się, czego przestraszył się Donald Tusk, że doszedł do wniosku, iż zapłaci każdą cenę, byle tylko prawda nie wyszła na jaw.
Małgorzata Wassermann przyznaje, że na początku także myślała, iż katastrofa smoleńska to splot nieszczęśliwych wydarzeń. Jednak za chwilę stwierdza, że zmieniła zdanie, obserwując działania rządu i prokuratury. Zrozumiałam, że coś nie gra – stwierdza.
Potrafię zrozumieć, że przez pierwszych kilka godzin panował chaos. To, co działo się później, utwierdziło mnie jednak w przekonaniu, że był to zwykły bałagan. W Polsce w 2010 roku wydarzało się wiele katastrof. Lotniczych, budowlanych czy drogowych. Procedury były utrwalone od lat (…) To wszystko zostało w Smoleńsku zaniedbane. Nie wierzę, że ktoś zadał sobie tyle trudu, by bez powodu złamać wszelkie standardy – mówi dalej Małgorzata Wassermann.
Ciekawe są również relacje współautorki z rozmów, jakie toczyły się pomiędzy rodzinami ofiar a rządem. Już w 2010 roku Donald Tusk przyznał, że relacje z Rosją nie są dobre, tym samym obnażając oficjalne wersje o „pojednaniu narodów” i „historycznej szansie”. W jednej z relacji Małgorzata Wassermann przytacza takie słowa ówczesnego premiera: Jeśli pytacie, czy współpraca z Rosją jest dobra, odpowiem, że dobra nie jest. Czy Rosja jest łatwym partnerem? Jest partnerem bardzo trudnym. Jest nam ciężko, stajemy na głowie, ale Rosja nie chce z nami współpracować. Tusk mówił to kilkanaście dni przed wizytą prezydenta Miedwiediewa w Warszawie. Rosyjski prezydent przyleciał na początku grudnia i nikt, żądne z przedstawicieli władz, nie pisnął słowa o prawdziwych relacjach z Moskwą. Bronisław Komorowski serdecznie przyjmował Miedwiediewa w Belwederze, a cała wizyta przebiegła w sielankowej atmosferze – przypomina Małgorzata Wassermann.
Przejmująco współautorka opisuje też „profesjonalizm” Rosjan, o którym mówiła też Ewa Kopacz, a dotyczący sekcji zwłok. Zdaniem córki Zbigniewa Wassermanna rosyjska sekcja w najmniejszym stopniu nie spełniała standardów medycznych. Czaszkę otwarto nieprawidłowym cięciem, niepozwalającym na dostęp do jej tylnej części. Nie otwarto żołądka i jelit, tymczasem w protokole opisane je szczegółowo. Najbardziej wstrząsające jest to, że śledzionę i serce zaszyto w nodze. Ani przed, ani po sekcji nie umyto ciała. Tego, co zrobili mojemu tacie, nie życzyłabym największemu wrogowi. Nawet po śmierci nie okazano mu szacunku – relacjonuje. Dodaje, że z ciał nie pobrano też materiałów do zbadania, czy zawierają ślady materiałów wybuchowych.
Tego typu relacji i opisów w książce jest więcej. Dzieje się tak, ponieważ Małgorzata Wassermann opisuje wszystko z prawniczą precyzją. Począwszy od bezradności polskiego rządu, bałaganu w prokuraturze, kończąc na precyzyjnych przykładach błędów urzędników oraz ewidentnych kłamstwach członków rządu.
Czapkę z głowy należy zdjąć także przed Bogdanem Rymanowskim, który z doskonałym dziennikarskim profesjonalizmem zadaje pytania, a pyta tak, żeby Małgorzata Wassermann tłumaczyła wszystko dokładnie, bez przeinaczeń.
Książkę „Zamach na prawdę” bez wątpienia powinni przeczytać wszyscy, nie tylko ci, którzy interesują się katastrofą smoleńską, czy szerzej – sprawami publicznymi. Powinni po nią sięgnąć wszyscy, którzy chcą dowiedzieć się wielu ciekawostek o największej tragedii w najnowszej historii Polski. Obraz wyłaniający się z rozmowy Rymanowskiego i Wassermann – pisząc eufemistycznie – stawia bowiem polskie państwo, jego instytucje, ale też najważniejszych decydentów w bardzo niekorzystnym świetle.
(…) dostawałam sygnały, że lepiej, byśmy jako rodziny odpuściły, bo stanie nam się krzywda – mówi Małgorzata Wassermann, pytana, czy grożono jej za dociekanie prawdy. Wiem, że Rosjanie śledzą moje wystąpienia w sprawie Smoleńska. Jeden z polskich urzędników opowiadał mi, że podczas rozmowy w Moskwie pokazali mu, że mają na mnie całą teczkę (…) Nie mam złudzeń, wszyscy którzy szukają prawdy o 10 kwietnia są pod stałą obserwacją rosyjską, a każda wypowiedź jest archiwizowana i dokładnie analizowana – mówi pod koniec jednego z rozdziałów. Nie ma więc wątpliwości, że książka „Zamach na prawdę” z pewnością trafi do tego „archiwum”.