W Brukseli trwa szczyt Rady Europejskiej, pierwszy jako premiera dla Mateusza Morawieckiego. – Przed chwilą słyszałem komentarz w niemieckim radio, że przywódcy czterech krajów Grupy Wyszehradzkiej dokonali sprytny manewr, zadeklarowali wysoką sumę wsparcia Włoch jako gest solidarności. Od razu pojawiła się reakcja Junckera, który pochwalił te kraje i negatywny komentarz z Berlina, że solidarność powinna polegać na przyjmowaniu uchodźców – powiedział w rozmowie z Ryszardem Gromadzkim prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
– Wielką dyskusję i oburzenie w niektórych stolicach wywołała nota przygotowana przez przewodniczącego Tuska, który nagle zajął „polskie” stanowisko w sprawie uchodźców. Dzisiaj pierwszy raz usłyszałem, że Tusk nie jest dobrym europejczykiem. Widocznie tak długo się nim jest jak robi się to co Berlin uznaje za stosowne. Rysuje się pewne rozbieżność zdań, niektórzy wysocy urzędnicy chcieliby zakończyć spór z Polską, ale niektóre stolice nie chcą tego. Myślę, że Tusk od samego początku zajmował inne stanowisko niż Merkel, ale tylko trochę, trzeba oddać mu sprawiedliwość, ze od samego początku mówi o ochronie granic, też brał udział w debacie o uszczelnieniu szlaku bałkańskiego. To dowód słabnięcia wpływów Berlina na Komisje, bo wciąż nie ma rządu, nie wiadomo, czy Merkel przetrwa na stanowisku. Tusk traci swojego najważniejszego protektora, więc może myśli inaczej, może jest bardziej szczery. Właśnie to mu się zarzuca. W Unii jest jednak wszystko odpowiednio owinięte w watę i pewne rzeczy można wyczytać tylko między wierszami. To nie likwiduje sedna sporu. Być może jeszcze będzie próba relokacji, ale musimy wyraźnie stawiać, ze jest pewna czerwona linia i nie można jej przekraczać. Przyjęcie nominacji Morawieckiego jest przyjęte z pewnym zaciekawieniem i zaskoczeniem. Słyszałem głosy pewnych wysokich urzędników pełne nadziei na nowe otwarcie. Myślę, że Komisja strasznie obawiała się, że premierem zostanie Jarosław Kaczyński i kurs będzie twardszy. Być może Komisja zrozumie, że to ostatnia szansa, żeby zakończyć spory w sposób sensowny – ocenia nasz rozmówca.
"Jeśli nie są zaślepieni muszą uznać, ze Unia jest związkiem suwerennych państw"
Jakie kroki Polska wykona by poprawić relacje z Komisją Europejską? – Jeżeli ktoś myśli, że odprężenie będzie polegało na tym, że zrezygnujemy z suwerennego podejmowania decyzji we własnym kraju, to jest w błędzie. Poprawimy komunikacje, oni mogą mieć szansę wyjścia z konfliktu z twarzą. Są na pewno sprawy drobniejsze, techniczne. Można zastanawiać się nad konkretnymi zapisami, ale nie naruszając prawa do bycia gospodarzem we własnym domu. To będzie jakaś szansa do tego, żeby porozumieć się w mniej istotnych dla nas kwestiach. My przecież wielokrotnie manifestujemy dobrą wolę. Mam nadzieję, że nasze wysiłki będą docenione, cały nasz program modernizacji Polski. Teraz chodzi tylko o to, żeby urzędnikom było łatwiej z nowym premierem. Myślę, że w pewnych sprawach możemy ustąpić, a oni jeśli nie są zaślepieni muszą uznać, ze Unia jest związkiem suwerennych państw. Komisja nie może być nadzorcą naszego procesu legislacyjnego. Jeśli łagodny kurs nie przyniesie skutków, to jesteśmy zdeterminowani walczyć o nasze sprawy do końca. Historia wielokrotnie to pokazywała. Na pewno żaden przewodniczący nie będzie odbierał uprawnień Sejmowi – dodaje prof. Krasnodębski.
– Sytuacja w Niemczech jest niestabilna. Nie powinniśmy robić takiego błędu jaki się robi w opisie Polski. Tak jak robią to eksperci i dziennikarze. Niemcy też nie są monolitem. Nie mamy tam dobrych partnerów szczególnie, PiS nie ma odpowiednika, który miałby podobny program, ale w wielu kwestiach można się porozumiewać. Jeśli chodzi o politykę wobec Ukrainy, czy Nord Stream II dobrze nam się rozmawia z „Zielonymi”, jeśli o inne sprawy to z innymi partiami. Jest sporo Niemców, którzy z nami sympatyzują. Nawet niedawno szef „Springera” stwierdził, że media publiczne są ostatnią linią obrony rządu Niemieckiego – zakończył prof. Zdzisław Krasnodębski.