Tematem rozmowy z prof. Wojciechem Bieńkowskim z Uczelni Łazarskiego oraz centrum analiz Klubu Jagiellońskiego, była pierwsza debata prezydencka Trump-Clinton.
– Zdążyliśmy się już dowiedzieć, że według ocen amerykańskich stacji telewizyjnych wskazują na zwycięstwo Clinton. Ja jestem lekko zdziwiony. Oglądałem debatę, starałem się analizować wszystkie argumenty obu stron. To była bardzo wyrównana walka. Rezultat, który podają amerykańskie stacje nie odzwierciedla w moim odbiorze faktycznego stanu. – mówił prof. Bieńkowski.
– Całą debatę można by podzielić na trzy części. Pierwsza część dotycząca spraw ekonomicznych była zdecydowanie lepiej prowadzona i argumentowana przez Trumpa. Clinton wykazywała się elokwencją, ale nie miała argumentów, takich jak np. obniżenie podatków, czy to CITu z 35% na 15%, czy obniżeniu podatku dochodowego, zmniejszenie ilości regulacji, renegocjacje umów, które USA podpisały czy negocjują teraz z parnerami. Trump miał większa siłę w tych argumentach i był bardziej konkretny. – oceniał profesor.
– W drugiej części debaty, dotyczącej spraw międzynarodowych, rezultat był remisem. Kandydat Republikanów wyraźnie wskazywał na to, że powinny istnieć proporcje między wkładem amerykańskim, a wkładem pozostałych krajów w wydatki zbrojeniowe NATO. Tym bardziej, że niektóre z tych krajów są bardzo bogate. W tej chwili Ameryka pokrywa 73% wszystkich kosztów natowskich. W tym obszarze ja argumentację Trumpa akceptuję, bo zwiększone wydatki oznaczałyby wzmocnienie NATO, a nie takie, które cały czas jest holowane przez USA.
– Dopiero w końcówce debaty, w sprawach socjalnych, rasowych, seksizmu, Clinton miała więcej do powiedzenia, apelowała do kobiet, że nie powinny dać się traktować, jak to powiedział Trump,jak świnki Piggy, czyli zabawki, ale jak równi partnerzy. Wskazała, że szukanie aktu urodzenia Obamy w Kenii, czy wypowiedzi o Latynosach pachną rasizmem. Tutaj Trump za słabo się bronił.
– Trump nie wykorzystał jednej wielkiej szansy. Kryzys finansowy został wygenerowany w USA na cały świat przez Demokratów. Ojcem chrzestnym finału był Clinton, który 1999 roku podpisał akt zezwalający bankom na połączenie funkcji ubezpieczeniowych, inwestycyjnych i oszczędnościowych w jedno, co było zakazane od lat 30 XX wieku. On to zrobił pod warunkiem, że banki dadzą biedniejszym, którzy nie są w stanie spłacać tych kredytów, kredyty na mieszkania. Hilary Clinton powiedziała, że to Trump spowodował ten kryzys, bo jest deweloperem, a on wtedy powinien był pokazać, że to zrobił jej mąż. Być może Trump trzyma tę informację na później.
– Ubiór i sposób zachowania kandydata Partii Republikańskiej wskazywał na to, że nie chce wychodzić na oszołoma. Chciał się sportretować jako spokojna, wyważona i kulturalna, a zarazem rzeczowa osoba. W mojej opinii stracił na tym, bo utracił swoją ostrość.