Dzieci Polaków na stałe mieszkających w Grodnie czy Wołkowysku od września nie będą się mogły uczyć języka ojczystego. Wszystko za sprawą dekretu wydanego przez białoruskiego dyktatora. Obydwie placówki zostały wybudowane za fundusze przekazane przez polski rząd. Jak ostrzega wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Marek Zaniewski, decyzją białoruskiego reżimu od września faktycznie przestaną być szkołami polskimi.
Przewodniczący Komisji Łączności z Polakami za Granicą Robert Tyszkiewicz ocenia, że to kolejny etap prześladowania mniejszości polskiej na Białorusi. – Oczekujemy od instytucji międzynarodowych, że staną w obronie prawa mniejszości narodowych, potwierdzonego traktatami międzynarodowymi, prawa do nauczania w języku ojczystym. To prawo jest dzisiaj Polakom przez reżim Łukaszenki odbierane – alarmuje Tyszkiewicz i apeluje, by polski rząd „zintensyfikował działania w stosunku do władz białoruskich”.
Z kolei wiceprzewodniczący komisji Jarosław Rzepa zaproponował, by w rozmowach z reżimem wykorzystać argumenty ekonomiczne. – W Polsce funkcjonuje 3,5 tysiąca firm z kapitałem białoruskim. Wydaje mi się, że jest przestrzeń do tego, żeby jasno powiedzieć panu Łukaszence, co może się wydarzyć, jeżeli faktycznie ta decyzja nie zostanie zmieniona – mówił.
Wiceprzewodnicząca komisji Lidia Burzyńska zaznaczyła, że w tej sprawie mamy do czynienia ze „wspólnym działaniem wszystkich bytów politycznych, które uczestniczą w komisji, aby wspólnie, głośno, zdecydowanie i jednoznacznie potępić te działania, które od 1 września mają być nałożone na mniejszość polską na Białorusi”.