– Z komunikatów, które podaje IPN, jasno wynika, że III etapu prac nie będzie. Aby ekshumacje mogły się dokonać i aby podnieść płyty grobów, trzeba zmienić w Polsce prawo. Dobrze wiemy, że taka zmiana prawa może trwać nawet kilkanaście lat – mówił na antenie Telewizji Republika Tadeusz Płużański, historyk, prezes fundacji „Łączka”.
28 lipca Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że poszukiwania ofiar komunizmu na tzw. Łączce w Warszawie będą wznowione we wrześniu. Podkreślono jednak, że ich ostateczne zakończenie będzie możliwe dopiero po zmianie przepisów. Przeszkodą są współczesne groby, pod którymi znajdują się szczątki ofiar.
– W ziemi pozostaje około 100 polskich żołnierzy. Mam wrażenie, że to gra pozorów. IPN, czyli instytucja za to odpowiedzialna, pragnie nam pokazać, że działa. Jeśli coś się w tej chwili na Łączce odbędzie, to będzie to etap II i pół. Nie jest to to, o co nam chodziło ani to, co deklarował IPN – komentował sprawę Płużański.
Historyk zauważył, że podobna sytuacja dzieje się na Służewie, gdzie sprawą zajęła się prokuratura.
– Podobnie dzieje się na Służewie. Tam prokuratura powszechna oświadczyła, że jednak są to szczątki sprzed 50, 60 lat, a więc sugeruje, że jest to ktoś inny – powiedział. Dodał, że po wstępnych badaniach prof. Szwagrzyka wynika, że są to zbiorowe doły śmierci, a więc „to nie mogłoby być nic innego, jak tylko efekt zbrodni komunistycznej”.
„Gdyby rok temu władza przystąpiła do sprawy jak należy, dziś wszystko by się odbyło”
Według Płużańskiego rządzący zbagatelizowali sprawę ekshumacji zwłok, choć fundacja „Łączka” apeluje od roku o to, aby badania się odbyły i zakończyły uroczystym pogrzebem.
– Fundacja od wielu miesięcy domaga się, aby powstał panteon narodowy. Rządzący mieli rok, aby przygotować się do tej operacji. Gdyby rok temu przystąpiono do tego jak należy, dziś pewnie wszystko by się odbyło – uznał prezes fundacji „Łączka”.
Płużański podkreślił, że dalsze prowadzenie prac na Łączce spotyka się nie tylko z problemami biurokratycznymi, ale także ze strony IPN-u, który jest podzielony w tej kwestii.
– Ta walka trwa na wielu płaszczyznach. Z jednej strony jest to walka z wielką maszyną biurokratyczną, ale także w samym IPN-ie trwa walka o to, czy wybrać historię żołnierzy niezłomnych, czy Jaruzelskiego. W tej instytucji są też ludzie, którzy wolą historie oprawców, niż bohaterów, dlatego tak trudno przemawiać do IPN-u, bo oni są wewnętrznie podzieleni – zaznaczył Płużański.
Rodziny "łączkowe" jak rodziny smoleńskie
Według historyka to, co dzieję się w tej chwili wokół Łączki i Służewa jest bardzo niepokojące, ale najbardziej pokrzywdzone w tej sprawie są rodziny ofiar zbrodni komunistycznych, które porównał do rodzin ofiar tragedii smoleńskiej.
– Odwlekanie sprawy, mnożenie kłopotów prawnych to rzeczy bardzo niepokojące. Pani Zofia Pilecka czekała, myślała, że za chwilę cała Polska dowie się, że mamy wśród nas Witolda Pileckiego, a jego bezimienne szczątki wreszcie będą miały imię i nazwisko. W najtrudniejszej sytuacji są właśnie rodziny, które miały ogromną nadzieję. Można je porównać do rodzin smoleńskich – to ten sam klimat, gdzie te osoby są lekceważone – podsumował Płużański.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: