- Rzeczywiście tam jest niebezpieczna sytuacja przyzwalania na rzucane w powietrze rzeczy, które bulwersują i mają bulwersować, ale jednocześnie przez to, że będzie wielokrotnie powtarzane, że ludzie chcą morderstwa Jarosława Kaczyńskiego, co jest zupełną bolszewią, to jest to przygotowywanie podłoża społecznego pod ataki, które już nastąpiły m.in. w grudniu. Jest w tym coś, że przygotowuje się nastroje społeczne - mówiła w poświęconym spektaklowi "Klątwa" programie "Kulisy manipulacji" Magda Piejko, szefowa działu Kultura w "Gazecie Polskiej". Obok niej, gościem programu Piotra Lisiewicza był publicysta Iwo Bender.
Rzyg na wartości
Na początku programu goście Piotra Lisiewicza zapoznali się z dwiema recenzjami spektaklu "Klątwa" - publikowanymi przez "Gazetę Wyborczą" oraz "Politykę". - Zróbmy prosty eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że podobną sztukę w Teatrze Powszechnym wystawia serbski reżyser, który umieszcza zamiast figury Jana Pawła II, ale w tej samej roli, figurę Jacka Kuronia. I co wówczas pisze Gazeta wyborcza? Na pewno byłaby zachwycona, że to takie „oczyszczające” - sugeruje Iwo Bender.
- To są te odważne rewizje klasyki, wiedzcie, że to odświeżające, otwierające umysły i tak powinniście myśleć, bo inaczej nawet nie jesteście wybranymi, by z tą sztuką się stykać – z przekąsem stwierdziła Magda Piejko. - O tym się nie mówi, ale część środowiska aktorskiego bardzo krytycznie odnosiła się do spektaklu. Jeden z aktorów Teatru Nowego, który występuje w sztukach zajmujących się rewizjami, powiedział, że „to tylko i wyłącznie paskudne szyderstwo, na które on jako człowiek nie mógłby sobie pozwolić, bo skoro coś przedstawiamy, to w jakimś celu, jeżeli nawet nie klękamy przed wartościami, przed którymi klęka całe społeczeństwo, to po to, aby coś ukazać”, a tutaj był to – cytuję - „rzyg na wartości” - dodała.
"Trzeba to nazwać polityczną ustawką"
- Wyobraźmy sobie, że animista udaje się do kraju, w którym jest przewaga buddystów. I nawet jeśli szczerze uważa, że buddyści są idiotami, zaś on jako animista jest przekonany o swojej animistycznej tożsamości i dojściu do prawdy, to czy w jego interesie byłoby obrażanie buddystów? Czy gdyby był szanującym się animistą, nie powstrzymałby się przed obrażaniem nie ze względu na interesy, ale szacunek dla starszych pan buddystek, dla których buddyzm jest podstawą ich życia? - zastanawiał się Bender.
- Rzeczywiście trzeba to nazwać po imieniu polityczną ustawkę – stwierdziła Piejko. - Ten reżyser obeznany jest w różnych prowokacjach, bo kiedyś zabijał kury w „Śmierci Dantona”, w Krakowie też jego sztuka została zdjęta z afisza, bo miała to być sztuka o rzekomym antysemityzmie Swinarskiego, który w Krakowie jest niemal czczony. To był kolejny rzyg na tradycję i tam nie przeszedł z uwagi na sprzeciw samych aktorów. Aktorzy tez chcą coś robić w jakimś celu – zaznaczyła szefowa działu kultury w „Gazecie Polskiej”.
"W kategoriach sztuki jest to kiepski bełkot"
- Nowe interpretacja klasyki, które sprowadzają się do obrazoburstwa, twierdzą, że wprowadzają coś nowego, burzą ten świat, jego porządek. Należy jednak przypomnieć sobie, że obrazoburstwo jest stare jak świat, że w Bizancjum były dwa okresy ikonoklazmu, że w XVI w. w wyniku reformacji dochodziło z tego powodu w Europie do zamieszek – to nie jest nowe, to jest już nudne i prowokuje do czegoś, o czym jedna strona sporu mówi, że jest najgorsze, czyli do przemocy – przypomina publicysta.
- Moim zdaniem chodzi o to, że środowisko „Gazety Wyborczej” czy tygodnika „Polityka” zachwycone tym spektaklem, przez cały czas III RP nie wychowało żadnych buntowników i nonkonformistów. Mogli być buntownicy-kibice, mogła być w 90. latach Liga Republikańska, mogli być jacyś anarchiści, natomiast oni nie mieli żadnych nonkonformistów, dlatego wymienić jednego ciekawego publicystę z roczników młodszych od Adama Michnika jest dosyć trudno. Oni być może stwierdzili, że skoro nastąpiło wyjałowienie i średnia twórców po ich stronie jest taka jak na manifestacjach KODu, to „my teraz przez hiperbunt będziemy odbudowywać ferment po naszej stronie" – sugerował gospodarz programu, Piotr Lisiewicz.
- To są kategorie polityczne, grup interesu, które kalkulują, jak w tej tragicznej dla siebie sytuacji się odnaleźć i tak to trzeba rozpatrywać – nie w kategoriach sztuki, bo chyba wszystko o tym spektaklu zostało w tych kategoriach powiedziane, w kategoriach, w których jest kiepskim bełkotem. Rzeczywiście tam jest niebezpieczna sytuacja przyzwalania na rzucane w powietrze rzeczy, które bulwersują i mają bulwersować, ale jednocześnie przez to, że będzie wielokrotnie powtarzane, że ludzie chcą morderstwa Jarosława Kaczyńskiego, co jest zupełną bolszewią, to jest to przygotowywanie podłoża społecznego pod ataki, które już nastąpiły m.in. w grudniu. Jest w tym coś, że przygotowuje się nastroje społeczne.