Fundacja Batorego chce zbadać 2,5 mln nieważnych głosów z ostatnich wyborów do sejmików województw, by sprawdzić, czy nie doszło do nadużyć. PKW uważa jednak, że to niemożliwe.
Nieważne głosy razem z innymi materiałami z lokalnych komisji są zgromadzone i zabezpieczone w urzędach 2,4 tys. gmin całego kraju. Czekają na uprawomocnienie się orzeczeń sądów po protestach wyborczych – co potrwa mniej więcej do kwietnia. Potem mogą zostać zniszczone.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Fundacja Batorego powołała specjalny zespół, składający się z 13 naukowców, głównie socjologów i politologów. Ich zadaniem jest przygotowanie raportu, w którym ma się znaleźć wyjaśnienie zjawiska nieważnych głosów.
I tu zaczął się problem. Gdy fundacja zwróciła się o udostępnienie kart wyborczych do badań, PKW odmówiła, uzasadniając to tym, że wgląd do tych materiałów mogą mieć tylko sądy, prokuratura i policja. Według PKW taka decyzja może być podjęta tylko po zmianie przepisów, a to wymaga inicjatywy ustawowej.