Opozycjo, obok rotacyjnego marszałka Sejmu wybierajcie także rotacyjnego... Tuska!
Nawet sprzyjające opozycji media - a przynajmniej ta ich część, która usiłuje zachować elementarną uczciwość intelektualną - nie mówiąc już o tzw. symetrystach, zauważają, że opozycyjna koalicja de facto nie istnieje, a tym co łączy (jeszcze łączy - z naciskiem na to pierwsze słowo) Trzecią Drogę, Koalicję Obywatelską i Nową Lewicę, jest jedynie "antyPiS". Poza tym swoistym "wyznaniem wiary" nic "nie jest dogadane" - zauważa m. in. "Wprost". Tygodnik, jako przykład podaje pomysł na "rotacyjnego marszałka Sejmu".
"Rozmowy o konstruowaniu koalicji rządzącej i budowaniu nowego rządu idą bardzo dobrze i lada moment zakończą się sukcesem – zapewniają nas uśmiechnięci liderzy partii opozycyjnych, którzy te rozmowy prowadzą. Tymczasem ten „sukces” zaowocował pomysłem na powołanie rotacyjnego marszałka Sejmu. Marcin Kierwiński, sekretarz generalny PO, uważał, że „to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz na dzisiaj”. I przekonywał w programie Graffiti w Polsat News., że to nie jest kwestia apetytów tylko odpowiedzialności, ponieważ liderzy wszystkich partii tworzących tę koalicję chcą brać odpowiedzialność za to, co się dzieje i w rządzie i w Sejmie", czytamy we "Wprost".
Liberalny periodyk nie ma litości dla totumfackiego Tuska i nadprezydenta Warszawy, a "w cywilu" synalka komunistycznego sołdata po moskiewskich kursach.
"Ta wypowiedź, to typowe mydlenie oczu wyborcom, bo brać odpowiedzialność za rządzenie można w różny sposób, niekoniecznie na stanowisku marszałka Sejmu", podsumowuje intelektualne wykwity Kierwińskiego "Wprost".
Bliżej prawdy o rzeczywistej sytuacji w opozycji był w swoim wywodzie Władysław Teofil Bartoszewski z PSL, który w „Gościu Wydarzeń” Polsat News powiedział (co cytujemy za warszawskim tygodnikiem): – Należy rozpatrywać wszystkie możliwe rozwiązania, które są zgodne z prawem i mogą być niekonwencjonalne, jeżeli pomogą w negocjacjach, żeby stworzyć koalicję. (…) Jeżeli to pomoże stworzyć koalicję, to ja jestem za.
"Bo rozważania o rotacyjnym marszałku Sejmu dowodzą, że nic nie jest dogadane, a nawet od porozumienia jest całkiem daleko, skoro nie można nawet ustalić kto pokieruje pracami Sejmu" - czytamy w tygodniku.
A o tym, że jest tak rzeczywiście przekonuje coraz większa nerwowość ludzi Tuska i jego samego. Ulubieniec naszych zachodnich "przyjaciół" i jego ferajna wracają coraz częściej do prowadzonej w latach 2005-2010 "polityki" zwalczania i obrażania głowy państwa, domagając się "od Dudy" natychmiastowego desygnowania Tuska na premiera. Z pewnością liczą, że taka nominacja sklei, przynajmniej na jakiś czas, kleconą cały czas "koalicję".
Co ją pogrzebie? Różnice programowe, które nie daje się sprowadzić do wspólnego mianownika - np. w kwestii "praw reprodukcyjnych kobiet" i innych tematów światopoglądowych, kwestii socjalnych, sprowadzania nielegalnych migrantów, integracji europejskiej, inwestycji (choćby CPK)... A może apetyty personalne wchodzących w jej skład ugrupowań? Czy znajdujący się w coraz większej desperacji Tusk (wszak protektorzy pilnie patrzą na jego skuteczność) poza rotacyjnym marszałkiem Sejmu zaproponuje także rotacyjnego... Tuska.