Na straży nieba i ziemi. Potencjał rakietowy naszym priorytetem!
Przebieg współczesnych konfliktów, a także kierunek modernizacji uzbrojenia, jaki obrali najwięksi gracze światowej sceny militarnej, potwierdzają, że w przypadku wybuchu wojny główne zagrożenie może nadejść z powietrza. By stawić czoło agresorowi, konieczne jest posiadanie nowoczesnego i rozbudowanego systemu obrony przeciwlotniczej - pisze Konrad Wysocki w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".
W momencie, gdy czytają Państwo ten tekst, w Rosji realizowane są kolejne części scenariusza rozpoczętych 11 września manewrów „Wostok-18”, uznawanych za największe ćwiczenia militarne na rosyjskiej ziemi od 1981 r. Według różnych szacunków na poligonach stawiło się od 200 do nawet 300 tys. żołnierzy sił zbrojnych FR i armii sojuszniczych, w tym z Chin i byłych republik ZSRS. Nietrudno się domyślić, że ćwiczenia to kolejny element przygotowań Rosji do wywołania konfliktu na dużą skalę, wymierzonego w głównego wroga, czyli Stany Zjednoczone, a co za tym idzie – w cały Sojusz Północnoatlantycki.
Zarówno Rosja, jak i Chiny sukcesywnie modernizują swoją armię, kładąc duży nacisk na potencjał rakietowy. Ulepszają istniejące systemy, wdrażają innowacyjne rozwiązania, zmieniając m.in. zasięg i siłę rażenia pocisków. I o ile Pekin tłumaczy swoje zachowanie wciąż istniejącym zagrożeniem ze strony reżimu w Korei Północnej (gdzie kwestia denuklearyzacji utknęła w martwym punkcie), o tyle Kreml stawia sprawę jasno: zbroi się w odpowiedzi na militarne działania USA w Europie, w tym zwiększenie liczby żołnierzy US Army, rozmieszczenie tarczy antyrakietowej i regularne ćwiczenia żołnierzy NATO przy granicach Rosji. Nie mając pewności, jak długo prowokacje Rosji względem Zachodu będą miały wymiar czysto polityczny i czy nie przerodzą się w odpowiedź militarną, należy zbudować taki potencjał zbrojeniowy, który gwarantowałby skuteczną obronę przed agresorem. W szczególności dotyczy to Polski, uznawanej za główny bastion wschodniej flanki NATO. – Niewątpliwie broń przystosowana do zwalczania środków napadu powietrznego, zarówno klasycznych samolotów, jak i śmigłowców, dronów czy pocisków rakietowych, jest jednym z kluczowych elementów wsparcia dla wszystkich rodzajów wojsk – mówi „GP” Antoni Pieńkos, dyrektor działu analiz Warszawskiego Instytutu Inicjatyw Strategicznych (WIIS). – Jednak przez wiele lat nie zrobiono praktycznie nic, by w polskiej armii zmodernizować tę kluczową zdolność. Opierano się na przestarzałych rozwiązaniach, z upływem czasu i kończącymi się resursami skracając zasięg posiadanego parasola przeciwlotniczego – dodaje ekspert.
CZYTAJ WIĘCEJ W NAJNOWSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ"